25-letni Franciszek Nuckowski nie mógł już więcej zdzierżyć szykanów ze strony hitlerowców. Gdy wypuścili go z więzienia, poprzysiągł sobie, że już tam nie wróci. Na rowerze opuścił Inowrocław i ruszył przed siebie. Dojechał aż do miejscowości Ryki, pod Lublinem. Tam zaszedł do gospody. Zaprzyjaźnił się z bratem Neli i to przez niego poznał swą przyszłą żonę, z którą pobrał się kilka miesięcy później. Ten rower, przy pomocy którego znalazł miłość swego życia, ukradli mu, gdy już po wojnie wrócił do Inowrocławia. - _A to była taka zasłużona, zabytkowa wyścigówka - _wspomina pan Franciszek.
Wesele mieli spokojne i skromne. - _Czasy były ciężkie. Nie było za co się bawić - _wspominają. Zamknęli się w domu i z rodziną świętowali przy grze harmonisty. Głosy usłyszał niemiecki patrol. - _Co tu się dzieje? - _miał zapytać jeden z hitlerowców. Wśród gości zapanowała groza. - _Teściowa jednak Niemców udobruchała. Zaprosiła ich na poczęstunek. Zjedli i poszli sobie - _wspomina pan Franciszek.
Po wojnie wrócili na Kujawy. Pan Franciszek był z wykształcenia rolnikiem. Zajmował się ochroną roślin. Pracował w Człuchowie, Aleksandrowie, Radziejowie i Inowrocławiu. Pani Nela (z domu Jarzębowska) zajmowała się domem i dziećmi. Mają dwie córki. Syn zginął w wypadku. Dochowali się pięciorga wnucząt i siedmiorga prawnucząt.
Ona ma 89 lat. On jest o dwa lata od niej starszy. Zdradzili nam swoją tajemnicę na sukces tak długiego wspólnego pożycia. - _Ustępujemy sobie. Szybko wybaczamy. Nie ma co unosić się honorem, tylko szybko łagodzić spory - _mówi pani Nela.