https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Igorem Kryszyłowiczem

Hanna Sochoń
Kryszyłowicz - Jedyne, co odczuwam, to fala plotek na temat mojego rzekomego romansu z Dodą.
Kryszyłowicz - Jedyne, co odczuwam, to fala plotek na temat mojego rzekomego romansu z Dodą. Fot. OKO
- Narzeczona i 15-letni syn są świadomi jaka jest prawda? - Ja nie mam romansu z Dodą!

Igor Kryszyłowicz juror we właśnie zakończonym programie "Gwiazdy tańczą na lodzie" w TVP 2

- Pamiętasz moment, kiedy przestało Ci wystarczać to, że jesteś tancerzem i zapragnąłeś zostać choreografem i pedagogiem?
- Nie planowałem tego. Pewnego dnia Wojciech Kępczyński, obecny dyrektor teatru Roma, zaproponował mi współpracę. Stworzyłem wtedy choreografię do spektaklu "Józef" i tak się zaczęło.

- A jak zostałeś jurorem w "Gwiazdy tańczą na lodzie"?
- Przez przypadek. Początkowo dostałem propozycję zajęcia się choreografią w programie. Ale okazało się, że Sarkis Tewanian, trener łyżwiarstwa figurowego, który miał zasiąść w jury, nie może, bo nie pozwala mu na to Międzynarodowe Stowarzyszenie Łyżwiarstwa Figurowego. Polecił mnie na swoje miejsce.

- Jeździsz na łyżwach?
- Słabo. Przede wszystkim przez jakieś 15 lat miałem zakaz uprawiania sportów, które narażały mnie na kontuzję. Do tego zobowiązywał mnie każdy kontrakt. Dlatego nie mogłem np. jeździć na łyżwach, nartach, rowerze, itp. O uprawianiu sportów ekstremalnych nawet nie wspomnę.

- To jako to jest możliwe, że układasz choreografię łyżwiarzom?!
- To proste, konsultuję z łyżwiarzami konkretne figury. To oni mi mówią, czy są one do wykonania, czy nie. Może w ogóle zacznijmy od tego, jak się zaczęła moja przygoda z łyżwiarstwem. Zrobiłem w Operze Bałtyckiej "Księżniczkę Czardasza" w bardzo kontrowersyjnej, nowoczesnej adaptacji, która odbiła się szerokim echem. Nieco później zaproszono mnie do klubu sportowego Stoczniowiec, bym obejrzał łyżwiarzy. Moje pierwsze wrażenia nie były najlepsze: jakieś ślizgi, skoki; od najazdu do elementu i tak w kółko. Jednym słowem - nuda. Wtedy usłyszałem, że to właśnie miałbym zmienić. Spróbowałem. I udało się.

- Oglądasz inne programy związane z tańcem: "You can dance" albo "Taniec z gwiazdami"?
- Nie mam czasu na oglądanie telewizji. Ale przyznam, że obejrzałem kilka odcinków "You can dance" z powodów, nazwijmy je, sentymentalnych. Brali w nim udział moi znajomi: Ida Nowakowska i Błażej Cisek, z którymi pracowałem przy "Tańcu wampirów". Z kolei z Marysią Foryś zetknąłem się w Gdańsku.

- Dzięki show "Gwiazdy tańczą na lodzie" stałeś się osobą publiczną. Odczuwasz już oddech popularności na karku?
- Nie, jedyne, co odczuwam, to fala plotek na temat mojego rzekomego romansu z Dodą.

- Złoszczą Cię one?
- Generalnie mam to w nosie. I moja narzeczona, z którą jestem już dwa lata, i mój 15-letni syn, są świadomi, jaka jest prawda. Moich przyjaciół z kolei bawią one do łez, bo wiedzą, że dla mnie nie liczy się to, jak wygląda kobieta i czy ma na sobie różowe futerko, tylko czy ma poukładane w głowie.

- A jak się w ogóle czułeś w roli jurora?
- Siedzenie i ocenianie mnie nie kręci. Zdecydowanie lepiej czuję się po drugiej stronie. Po prostu lubię pracować z ludźmi, układać choreografię i przeżywać ją z nimi. Doceniam pracę każdego tancerza, bo wiem, ile ona kosztuje. Doskonale pamiętam swoje początki, sam przechodziłem tę drogę. Przecież nie wyskoczyłem jak diabeł z pudełka i nie od razu świetnie tańczyłem. Warto też pamiętać, że łyżwiarstwo figurowe jest szczególnie trudną dyscypliną sportu. Nie chodzi tylko o opanowanie własnego ciała, to także jazda na "krawędzi". Przyznam, że podziwiam uczestników "Gwiazdy tańczą na lodzie", bo stawili czoła wręcz karkołomnemu wyzwaniu.

- Czy miałeś od początku swojego faworyta?
- Nie, ale Rafał Mroczek od początku wyróżniał się z grupy: jest bardzo wysportowany i ma świetną koordynację ruchu. Z kolei Olga Borys przeszła największą ewolucję - od potykania się o własne nogi do prawdziwego tańca na lodzie.

- Na Twojej stronie www.kryszyl.com trudno znaleźć jakiekolwiek wynurzenia z życia prywatnego
- Bo nie służy ona temu, by ktoś rozpoznawał mnie jako Igora, bruneta o niebieskich oczach, ale Igora - choreografa i twórcę. Traktuję ją jako prezentację moich osiągnięć i kieruję do osób zainteresowanych współpracą ze mną. Oczywiście pojawiają się tam sporadycznie newsy pt.: "Nie lubię różowego", ale to tytko po to, by zdementować plotki na mój temat.

- Jesteś zły na media, że rozpętały burzę wokół Ciebie?
- Nie, każdy ma swoją rolę w życiu. Moja rola to tworzenie choreografii, rolą mediów jest pogoń na sensacją. Niektóre z nich rzeczywiście nadwerężają moją cierpliwość, ale z drugiej strony, jakież smutne życie byłoby bez nich (śmiech).

- Jesteś przygotowany na to, że ludzie zaczną Ci zaglądać w sklepie do koszyka?
- Niech zaglądają. Znajdą tam najczęściej papierosy i kawę, którą muszę rano wypić.

- Na Boga! Tancerz może palić papierosy?!
- Dlaczego nie? To stresujące zajęcie (śmiech). Moja kondycja fizyczna jest bez zarzutu.

- Skończyłeś szkołę baletową w Poznaniu. Nigdy nie przeszło Ci przez myśl, że taniec w obcisłym trykocie jest niemęski?
- (śmiech) Długo miałem z tym problem. Zacznijmy od tego, że w ogóle nie zamierzałem zostać tancerzem. Jako młody chłopak grałem w Siedlcach w rugby z niezłymi osiągnięciami, byłem nawet blisko dostania się do kadry narodowej. Pewnego razu mój przyjaciel oznajmił mi, że wybiera się do zespołu pieśni i tańca. Wyśmiałem go, ale poszedłem z nim w ramach wsparcia. Ja miałem siedzieć na ławce, a on fikać. Po trzech dniach zajęć okazało się, że któryś z tancerzy jest chory, więc z biegu zająłem jego miejsce. I tak już zostało. Byłem w drugiej klasie technikum mechanicznego, gdy zdałem egzaminy do szkoły baletowej w Poznaniu. Kiedy pierwszy raz naciągnąłem na siebie trykot, czułem się dziwacznie. Szczególnie, że działo się to w czasach, gdy nie było takich fajnych elastycznych kostiumów jak teraz, tylko tzw. wełniaki. Człowiek wyglądał w nich koszmarnie (śmiech).

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska