https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sąd ostateczny

Wasz Makler

     Różnica między tak zwanym szarym człowiekiem a profesorem prawa jest mniej więcej taka, jak między batiuszką popem a pop music. Do tego niezbyt wysublimowanego przemyślenia doszedłem tuż po ogłoszeniu ostatecznego wyroku Sądu Najwyższego, skazującego Lecha Kaczyńskiego na niebywałe męczarnie. Oto prezydent Warszawy, profesor prawa i lider "Prawa i Sprawiedliwości" w jednej osobie poinformował Wysoki Sąd Najwyższy, że może on - Sąd - mu naskoczyć (wężykiem, bracie Jarku, wężykiem!). Bo stara to prawda, że sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po stronie "Prawa i Sprawiedliwości".
     - Ten wyrok to obraza boska! - zakrzyknął niebawem Lech w telewizji. - Więc trudno, żeby zasługiwał na moją akceptację!
     W tych dwóch zdaniach mieści się kwintesencja polskiego pieniactwa, narodowej manii wielkości (nawet boskiej!), szlacheckiego sobiepaństwa i braku szacunku dla prawa. Jeżeli bowiem profesor prawa i lider "Prawa i Sprawiedliwości" powiedział publicznie, że Lech Wałęsa "dopuszczał się przestępstw", a adiutant Mietek był "wielokrotnym przestępcą" - to musi mieć mocne dowody! Nic z tego - w trzech instancjach sąd nie doszukał się dowodów na przestępczą działalność Wałęsy i ordynansa, zatem skazał byłego zderzaka Kaczyńskiego na przeprosiny. I 10 tysięcy złotych ekstra, na archiwum Armii Krajowej.
     Ze źródeł zbliżonych do "Prawa i Sprawiedliwości" wiem, że prezydent Lech Kaczyński pierwej przejdzie przez ucho igielne Sądu Ostatecznego aniżeli przeprosi Wachowskiego. Bo Wałęsę, ewentualnie - prawdopodobnie w uznaniu zasług - może tak. Co więcej - Kaczyński zapowiedział odwołanie do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu! A, co, niech wiedzą, że u nas prawo i sprawiedliwość są deptane przez dyspozycyjny Sąd Najwyższy!
     Prezydent Lech Kaczyński, profesor prawa i lider "Prawa i Sprawiedliwości" dał nam niniejszym przykład, jak zwyciężać mamy. Światły, naukowy przykład, który przyda się niebawem jak znalazł. Oto pilski sąd skazał niejakiego Rysia P., zbierającego niegdyś podpisy poparcia dla Reni B. (małżonki ob. Begera) z Samoobrony. Wzmiankowany przyznał, że fałszował "umyślnie i w porozumieniu" z Renią B. (małżonką ob. Begera) podpisy, by Polska miała wreszcie porządnego ministra finansów.
     Proszę teraz zgadnąć, co powie na swoim procesie Renata B.?! Że to zamach na sprawiedliwość i prawo, obraza boska, i że ona takiego wyroku nie akceptuje. Powoła się przy tym na literaturę fachową i dzieło życia profesora Lecha Kaczyńskiego, znanego prawnika. A procesy szefa Samoobrony? Danuty Hojarskiej i całej reszty? Najlepiej więc nie czytać, nie słuchać i nie oglądać. A przede wszystkim - zachować ostrożność, całkowitą ostrożność. Jak pewien znany dziennikarz, któremu nie pozwolono zaparkować samochodu na sejmowym parkingu.
     - Odjazd! Tu nie wolno parkować! - denerwuje się ochroniarz.
     - Ależ dlaczego?! - pyta dziennikarz.
     - Bo tu jest Sejm, proszę pana. Pan rozumie - sami ministrowie, politycy, posłowie, czasem bywa prezydent stolicy...
     - Ależ nie szkodzi, włączyłem alarm...

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska