https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sałata w polu

Adam Willma
Ciasna pracownia w podtoruńskich Piwnicach. Profesor Stanisław Gorgolewski nie ma wątpliwości: - Moje wynalazki zrewolucjonizują loty kosmiczne.

     W maleńkiej klitce w Centrum Astronomicznym UMK z szaf wylewają się cewki, transformatory, oporniki. Profesor wścieka się uruchamiając pocztę internetową: - Mam mało RAM-u, mało miejsca na twardym dysku, więc większość e-maili muszę od razu kasować.
     Od wczoraj przybyło ponad 70 maili. - Muszę to selekcjonować, bo oprócz poważnych rzeczy przesyłają człowiekowi mnóstwo śmiecia. Zostawiam tylko dowcipy. Niektóre są niezłe.
     Prywatny plan Marshalla
     
Przy metalowej szafie kryjącej najcenniejsze dokumenty profesor poustawiał elektroniczne twory. Oscyloskop, generator sygnałowy, wobler, odbiornik radiowy zbudowany według własnego projektu, wzmacniacze częstości pośredniej. Nad nami masywne czarne radio, które służyło lotnikom w czasie nalotów na III Rzeszę. - To jest mój prywatny plan Marshalla. Jeździłem na cmentarzysko samolotów w Kostrzyniu i prułem niemieckie i amerykańskie maszyny. Później z Anglii sprowadzałem podzespoły z brytyjskich radarów i amerykańskich samolotów. Lampa w oscyloskopie do dziś działa bez zarzutu, a pochodzi z hitlerowskiego radaru - profesor cmoka z zachwytu. - Wojskowy towar to najlepsza jakość. Na nic nie wydaje się tyle pieniędzy, co na zabijanie ludzi. W końcu cel jest wzniosły.
     Zdejmujemy metalową pokrywę oscyloskopu: - Kiedy już ma się podzespoły, reszta jest fraszką. Wszystkie elementy aluminiowe zrobiłem z pojemników na paliwo, które zrzucały samoloty. Mój brat, z zawodu hydraulik - robił z nich po wojnie patelnie. Wiele mu zawdzięczam - nauczył mnie lutowania w metalu.
     Historia do snu
     
Wśród ludzi, którym profesor Gorgolewski zawdzięcza wiele jest laureat nagrody Nobla sir Martin Ryle, u którego Gorgolewski studiował w Cambridge oraz nauczycielka Dankowa ze szkoły w Środzie Wielkopolskiej.
     - Jesteś Stasiu potwornym leniem, ale takiego zdolnego ucznia nigdy nie miałam - powtarzała leciwa nauczycielka.
     Stasiowi zrobiło się głupio, więc wziął się do nauki i w następnym roku znalazł się w czwórce najlepszych uczniów. Dostał w nagrodę książkę "Życie polskie w dawnych wiekach". - Co to były za nudy - _wspomina Gorgolewski. - Beznadzieja! Kiedy tylko zaczynałem ją czytać, od razu zasypiałem. Za to mój kolega dostał znakomitą książkę - "Dookoła świata z szybkością światła z doktorem Wszędobylskim". Kompletny bajer! Chciałem się zamienić, ale kolega nie chciał. Pozostało mu obrzydzenie do historii. - Po co zajmować się historią, skoro w historii i tak niczego nie da się już zmienić.
     Kosmiczna sałata
     Po krótkim romansie z fizyką jądrową Gorgolewski zainteresował się radioastronomią. W zdobyciu stypendium w Cambridge pomogła mu świetna znajomość angielskiego. Języka nauczył się z podręcznika, jeszcze w czasie wojny. - _Dlaczego angielskiego? Bo zawsze myślałem racjonalnie i byłem pewny, że to wojenne cholerstwo kiedyś się skończy. A wtedy najważniejszą siłą będzie Ameryka.

     W Cambridge, przez piętnaście miesięcy, zdążył się doktoryzować. Po powrocie współtworzył w Toruniu jedyną w Europie Wschodniej (poza ZSRR) placówkę, w której niebo oglądano przy pomocy radioteleskopu (- Jak mi już coś wleci do łba, to nie ustępuję). Jako szef radioastronomii centrum astronomicznego w Piwnicach wychował sobie sztab następców. Doktorantem Gorgolewskiego był m.in. Kus i Aleksander Wolszczan. I tak mogłaby się kończyć karta zasług profesora, kiedy przed paroma laty odchodził na emeryturę. Gdyby nie sałata.
     Klatka na biosferę
     
Sałatą prof. Gorgolewski zainteresował się na początku lat 90. - Sałata to szczególne warzywo z punktu widzenia lotów kosmicznych - można ją zjeść w całości, łącznie z korzeniem, nie pozostają więc żadne odpady.
     Problem w tym, że rośliny tracą orientację w stanie nieważkości, nie potrafią rosnąć bez grawitacji. Tymczasem w dalekich lotach na Marsa niezbędne jest stworzenie zamkniętego systemu biologicznego, w którym rośliny dostarczałyby tlen i żywność, a pochłaniały dwutlenek węgla. Żeby zdezorientowanym roślinom przywrócić ziemski pion, profesor Gorgolewski rozpoczął badania nad wzrostem roślin w polu elektrycznym. - Okazało się, że poddana takiemu polu sałata rośnie nawet cztery razy szybciej od sałaty pozostawionej samopas w szklarni. Jeśli pole elektryczne działa w poziomie, liście sałaty wyraźnie przechylają się w jedną stronę - relacjonuje Stanisław Gorgolewski. - Odwracając pole elektryczne można sprawić, że wbrew naturalnej tendencji kierowania się ku światłu sałata zaczyna wyraźnie rosnąć ku podłodze, lekceważąc grawitację.
     Dla profesora Gorgolewskiego eksperymenty z sałatą nie były pierwszym kontaktem z lotami kosmicznymi. W 1973 roku sputnik Interkosmos zabrał na orbitę spektrograf radiowy jego autorstwa. Eksperymenty z roślinami mają być jednak prawdziwą rewolucją. - Dlatego nie wrzucam wyników moich badań do Internetu. Boję się, że bezpowrotnie utraciłbym patenty. Moje pomysły mają zastosowanie nie tylko w Kosmosie - zmienię szklarnie na całym świecie.
     W swojej naukowej misji profesor Gorgolewski starł się z twórcami amerykańskiego projektu "Biosphere 2" - gigantycznej szklarni, której celem było stworzenie sztucznego świata całkowicie niezależnego od ziemskiej biosfery. Gorgolewski oponował od początku: - Problemy Biosphere 2 z brakiem tlenu były dla mnie oczywiste. Tworząc ten sztuczny świat nie przewidziano, że tworzy się klatkę Faradaya, miejsca bez natutralnego pola elektrycznego.
     Gorgolewski odszukał adres Edwarda P. Bassa, milionera, który sfinansował przedsięwzięcie. Opisał wszystkie swoje wątpliwości i zaprosił Bassa do Warszawy na swój wykład. Ale milioner nie odpisał. Nie dowiedzial się więc, że nad wielką szklarnią wystarczy rozciągnąć siatkę i przyłożyć do niej napięcie.
     Żyć 300 lat
     
Emerytowany profesor przywykł do ludzi, którzy jego odkrycia kwitują wzruszeniem ramion: - Najgorzej być prekursorem. Ludzie zupełnie nie rozumieją, co robię. Czasem mówią: "duży dzieciak". A ja myślę sobie: "kurcze, jaki komplement". Steinhaus napisał kiedyś, że są ludzie tak ostrożni, że nie wierzą nawet w prawdę. Miał rację. A ja rozglądam się i dochodzę do wniosku, że "pełne jest Niebo i Ziemia chwały Twojej". Przecież cuda można znaleźć na każdym kroku. Ten główny Inżynier jest naprawdę niezłym fachowcem.
     W ubiegłym roku profesor obchodził 75 rocznicę urodzin. Wiekiem się nie przejmuje, Hindusi zapewniają wszak, że człowiek może żyć 120-130. - Przeprowadzono już testy na myszach. Okazało się, że wystarczy doprowadzić do wydłużenia telomerów w helisach DNA, żeby wydłużyć ludzkie życie 2-3-krotnie. Na myszach już to przetestowano. Więc mógłbym żyć jakieś 300 lat. That will be fun! To byłby numer.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska