Władysław Bartoszewski w Opolu (video)

fot. Witold Chojnacki
- Chodzi o to, by  pod koniec życia każdy mógł sobie powiedzieć - raz się udawało, innym razem nie, ale warto było - mówił w Opolu Władysław Bartoszewski.
- Chodzi o to, by pod koniec życia każdy mógł sobie powiedzieć - raz się udawało, innym razem nie, ale warto było - mówił w Opolu Władysław Bartoszewski. fot. Witold Chojnacki
16 tys. studentów rozpoczęło nowy rok akademicki. Inauguracyjny wykład wygłosił Władysław Bartoszewski.
Uniwersytet Opolski. Inauguracja roku akademickiego.

Uniwersytet - inauguracja roku

W auli Wydziału Teologicznego ściskało się 700 słuchaczy. Dla tych, którzy się nie zmieścili, postawiono na zewnątrz telebim.

Powitany entuzjastycznymi oklaskami prof. Bartoszewski na początku zaznaczył, że temat wykładu, ustalony jeszcze przed ogłoszeniem wyborów parlamentarnych, skoncentrowany jest na refleksji wokół XX wieku.
- A w wieku XX nie istniał ani PiS, ani PO - powiedział, uprzedzając ewentualne rozczarowanie tych, którzy oczekiwali politycznych aktualności. Mimo tej zapowiedzi wystąpienie profesora przetykane było bieżącymi aluzjami, subtelnymi i taktownymi - jak na dyplomatę przystało.

Bartoszewski przypomniał m.in. że w rządzie Jerzego Buzka, w którym był ministerem spraw zagranicznych, jego kolegami byli i Bronisław Komorowski, i Lech Kaczyński.
- Nie mam jednak zwyczaju publicznie ogłaszać, kto przestał być moim przyjacielem. Kto przestał, ten wie.

Władysław Bartoszewski przypomniał pokrótce elementy swego życiorysu (narodziny w wolnym kraju, matura 1939, obóz w Oświęcimiu, konspiracja AK-owska, pomoc prześladowanym Żydom, udział w powstaniu warszawskim, 6,5 roku w więzieniu komunistycznym, przyjaźń z papieżem), które czynią go szczególnym świadkiem XX wieku. Przedstawicielem pokolenia, którego synowie rozsiali swe kości po całej Europie. Ten wiek rozpoczęty faktycznie rewolucją sowiecką, a zakończony u progu lat 90., naznaczony był totalitaryzmem, faszyzmem, komunizmem, nim doprowadził do odzyskania podmiotowości przez ludy naszej części Europy.
- Mój punkt widzenia to było zawsze szukanie dobra i czynienie dobrze. Wyciąganie ręki do innych, budowanie mostów, szukanie tego, co ludzi zbliża. Dlatego uważam za nieszczęsnych i chorych tych, którzy szukają zła i tylko zła, tych, którzy nienawidzą i głoszą nienawiść - mówił Władysław Bartoszewski, wzbudając aplauz sali.

Profesor wspomniał kilka epizodów ze swego bogatego życia, które jego "świadkowaniu" XX stuleciu nadały szczególny charakter.
W 1986 roku, gdy odbierał Nagrodę Pokojową Księgarstwa Niemieckiego, w obecności prezydenta Niemiec - powiedział: "Ja stałem mając 18 lat na placu w Oświęcimiu i drżałem z głodu i chłodu, byłem poniewierany i prześladowany. Dzisiaj honorujecie mnie tu wszyscy wraz z głową pańswa. Ja się nie zmieniłem. Wy się zmieniliście. Przeszliście tak trudną drogę, z tego dna, które było też głęboką tragedią narodu niemieckiego i jesteście demokratycznym państwem prawa i jesteście otwarci i życzliwi dla innych".

Będąc ambasadorem w Wiedniu pewnego razu pił wino z abp. Szczepanem Wesołym, który opowiedział, jak w młodości został siłą wcielony na Śląsku do Wehrmachtu i uciekał przez linię frontu do Polaków we Włoszech.

- A po latach jakiś dureń ma za złe, że czyjś dziadek wykazał taką samą odwagę, żeby narażając życie uciekać do armii polskiej. Nauczyłem się rozumieć tragedię takich życiorysów. Tak było też na Opolszczyźnie...

Profesor poznał jednego z wybitnych Opolan, którego dotknął taki los - Wojciecha Wawrzynka. Zetknęli się w areszcie warszawskiej bezpieki, gdzie Bartoszewski siedział już 1,5 roku, a Wawrzynka pewnego razu wrzucono tam, przewiezionego z Berlina z workiem na głowie.

Inny znamienny epizod: Pewnego razu, gdy profesor pod koniec lat 80. wykładał w Niemczech, rozwinął przed studentami wizję zjednoczonych Niemiec sąsiadujących z wolnymi krajami Europy Środkowo-Wschodniej. "Ja tego pewnie nie doczekam, ale wy tak - zapewniał młodych". A potem doszły go ich pełne powątpiewania komentarze - "polski idealista".

Swoje środowe wystąpienie prof. Bartoszewski zakończył pięknym przesłaniem tyleż uniwersalnym, co mocno osadzonym w bieżącej sytuacji.

- Jestem umiarkowanym optymistą - powiedział - bo wiem, że każde szaleństwo ma swój początek, ale ma też swój koniec (rzęsite brawa). Trzeba odrzucić nietolerancję, wynoszenie się nad innych, które były przekleństwem XX wieku. Trzeba być skromnym. Działać nieugięcie, ale z uśmiechem, bez nienawiści. Jeśli dzieje się coś złego, to szczególnie ważna jest obecność, udział w życiu społecznym. Tego nie wolno zaniedbywać. Nie wolno pytać, kto to zrobi. Jeśli ktoś ma coś zrobić, to dlaczego nie ty? Trzeba jednak pamiętać, że nie wszystko, co uznajemy za wartość, jest opłacalne i nie wszystko, co opłacalne, jest cokolwiek warte. Warto być przyzwoitym człowiekiem. Chodzi o to, by pod koniec życia każdy mógł sobie powiedzieć - raz się udawało, innym razem nie, ale warto było - zakończył znakomity gość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska