- Często bierzemy z języka angielskiego słowa, które dawniej już wzięliśmy z łaciny, z francuskiego, z niemieckiego. Czasami jednak tylko zdaje nam się, że bierzemy je z angielskiego, podczas kiedy one były już w polszczyźnie, bo zostały wcześniej wzięte z tamtych języków. "Specjalista" to bardzo dawne słowo, nie zawsze oznaczało zawód, podobnie jak inne wymieniane przez panią Kasię określenia. W XIX wieku "specjalista" to był ktoś, kto studiował tylko jedną wybraną dziedzinę, ale za to bardzo dokładnie. "Specjalistę" wzięliśmy z francuskiego, "asystent", dawniej także kościelny, dzisiaj raczej na uczelni, wzięty był z niemieckiego. Oczywiście wiemy, że i "specjalista", i "asystent", wzięte bezpośrednio z francuskiego czy niemieckiego, są w istocie przejęte już bardzo dawno z łaciny - "species", czyli "gatunek", "assisto", czyli "towarzyszę". "Administrator" to także dawne słowo - łacińskie "administro" to "zarządzam" - "administrator" został zapożyczony bezpośrednio z łaciny, nie z francuskiego czy niemieckiego. "Operator" (dawniej w znaczeniu "fotograf" albo "chirurg") wzięte jest z francuskiego, ale łacińskie "opera", czyli dzieło, dało mu początek. Wszystkie te słowa zatem weszły do polszczyzny z różnych języków - z łaciny, z francuskiego, z niemieckiego i są dzisiaj używane w rozwiniętych nazwach zawodów, a odbieramy je jako anglicyzmy. Pomyślmy jednak, że my mamy do nich takie samo prawo jak Anglicy, bo wzięliśmy je z naszego wspólnego pnia, czyli z łaciny, czasem za pośrednictwem innych języków - podobnie zresztą jak Anglicy, w których języku galicyzmów, czyli zapożyczeń z francuskiego, jest naprawdę mnóstwo.
Słowo o słowie - Na początku była łacina
Jerzy Bralczyk
- Czy słowa takie jak "specjalista do spraw...", "asystent", "operator" i "administrator" zawsze były tak popularnymi określeniami zawodów, czy też jest to podyktowane popularnością angielskiego? - zastanawia się pani Kasia.