Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sobie sam

Beata Korzeniewska [email protected]
Ulicę Szczęśliwą przyjął za dobry znak. I wśród okazałych domów postawił swój malutki. Z kartonów i czarnej folii.

- Przecież niczego nie chcę, nie dacie człowiekowi spokoju - pan Adam znika w namiocie. Wychodzi po chwili, zostawiając za sobą kopiec starych kołder i szmat. Powoli zakłada kurtkę, na nią wkłada jeszcze jedną. Zostaje w domowych kapciach. - Nie zamarzłem jak było minus 30, to i teraz licho mnie nie weźmie - mówi z wyraźną niechęcią i wyciąga rękę po papierosa.

W takie zimnisko

Sobie sam

W podtoruńskim Kaszczorku zima zadomowiła się na dobre. A obozowisko Adama upodobała sobie szczególnie. Trudno do niego dotrzeć. Dość długo trzeba brnąć po kolana w mokrym śniegu, który przykrył pole. - Jak były ostre mrozy, prawie odcięło nas od świata - opowiada Violetta Jeziorska, mieszkanka ul. Szczęśliwej i sąsiadka Adama. - Rury zamarzały, woda stała, nawet zwierzęta nie chciały wychodzić na zewnątrz, a co dopiero człowiek. Nie możemy patrzeć, jak siedzi w tym namiocie.

Zupełnie sam w takie zimnisko.

Sobie sam

To nie jest dobry czas na odwiedziny, bo pan Adam zwykle o tej porze śpi. Tylko Nero szczeka radośnie i przyjaźnie merda ogonem. On lubi gości. Jego przypomina troglodytę z filmu o jaskiniowcach niż faceta, który jeszcze kilka lat temu był wziętym ogrodnikiem i elektrykiem. Stoi brudny, zarośnięty, w czapce opadającej na oczy. Jest mizerny i chudy jak śmierć na chorągwi.
Niebawem kończy 58 lat, choć wygląda raczej na 80. Trudno uwierzyć, że jeszcze niedawno miał normalny dom, rodzinę. W Grudziądzu mieszkał.

Kołdry na dętkach

Dwa lata temu spakował rzeczy i ruszył w Polskę. Za pracą. - Zakładałem, że to wyprawa na osiem tygodni, a trwa już tak długo - mówi z uśmiechem. - Tu w Kaszczorku się zatrzymałem, przy ul. Szczęśliwej. Wierzyłem, że to dobry znak.
Swój dom Adam zbudował w szczerym polu, z czarnej folii i kilku starych kartonów, które oparł o gałęzie. Służy mu już drugą zimę. Nie opuścił go nawet wtedy, gdy Toruń i okolice były biegunem zimna. - Wcale nie było tak źle - tłumaczy i poprawia solidnie znoszony szalik. - Zresztą na zimno mam swoje sposoby. Kołdry rozkładam na dętkach, bo świetnie izolują. Nero śpi ze mną, ciepło nam razem. Obok stoi prawdziwy namiot. Adam nazywa go "żywnościowym“. Znosi tam swoje skarby: puszki, stare sprzęty, wodę, która ostatnio wciąż zamarza. - W nocy jak na "peweksy“ wychodziłem, było coś koło minus 28 - opowiada Adam. - Trochę mnie wtedy przemroziło, ale do klatki schodowej wszedłem i rozgrzałem się w pięć minut. Wie pani, na śmietnikach jest teraz taka konkurencja, że w nocy trzeba chodzić. W dzień już nic nie ma.
Ojciec Adama pochodził z Białorusi. - Po nim mam w genach wytrzymałość na mróz - śmieje się. - Był nauczycielem, a mama jego uczennicą. A że piękna była, to z tej znajomości się wyklułem.

Niegłupi byłem

Dzieciństwo miał jak inni rówieśnicy. - Nic nadzwyczajnego - opowiada i drapie się po głowie. - Chłopakiem byłem nawet niegłupim, tyle że do końca technikum strasznie się jąkałem. Pani, u której się leczyłem powiedziała mi pewnego dnia: Nie myśl o tym jak mówisz, tylko o tym, co chcesz powiedzieć. I jąkanie natychmiast mi przeszło. Teraz znowu wraca.
Adam nie pamięta, kiedy ostatnio jadł ciepłą zupę, pił kawę czy herbatę. O schronisku nawet nie chce słyszeć. - E... czepia się pani - kwituje. - Naprawdę organizm szybko się do takich warunków przyzwyczaja. Myślałem, żeby te najgorsze mrozy w schronisku przetrwać, ale psa mi szkoda. Zabrać go ze sobą nie pozwolą, a nikomu nie oddam.
Po chwili dodaje: - Mam nadzieję, że w przyszłym roku już nas tu nie będzie. Może w sezonie ogród jakiś znajdziemy. Lubię patrzeć jak wszystko rośnie, przycinać, pielęgnować. Naturę lubię.

Dywan zielony

O zwierzętach, drzewach i ogrodach potrafi opowiadać bez końca. - Latem człowiek czuję się tu, jak w raju - mówi i czerwonym od zimna palcem wodzi dookoła. - Liście z tych wszystkich drzew tworzą taki wielki dywan. W ogóle nie widać mnie wtedy. Dobrze mi w tym moim ogrodzie. W nocy mam taką ciszę, że myśli własne słyszę.
Za to o pieniądzach pan Adam rozprawiać nie cierpi. - Nigdy się mnie nie trzymały - powtarza. - Myślałem sobie kiedyś, co bym zrobił, gdybym wygrał w totka. Niczego nie wymyśliłem. Nic bym nie zrobił, bo bym zgłupiał. Pieniądze są dla silnych psychicznie, a ja taki nie jestem. Prawdę mówiąc, takie pieniądze nie są nic warte. Znikają tak szybko, jak przychodzą. Pan Adam twierdzi, że w życiu człowieka wszystko jest zapisane. Do dziś w głowie dźwięczą mu słowa żony: - Adam, ty sam decydujesz o swoim losie, ale przeznaczenia i tak nie zmienisz. Nie wierzył jej wtedy.
Wiele lat później chciał przyznać rację, ale żony już przy nim nie było, całej rodziny nie było. - Nie chcę o tym mówić - mężczyzna z trudem powstrzymuje łzy. - To splot różnych okoliczności i dużo w tym mojej winy. Każdy ma takie życie na jakie zasłużył. Ja akurat dziadem jestem.

Rodzinę tracisz

Pamięta też jej inne słowa, które wypowiadała przez łzy. - Adam ty się opamiętaj, rodzinę tracisz.
- Głupi byłem. Nie słuchałem - dodaje ze smutkiem i zsuwa czapkę na czoło. - Widać tak miało być. I gdybym miał przeżyć życie od nowa, też bym tu pewnie wylądował. Wiem, wiem, człowiek jest po to, by iść w górę, a nie spadać, jak ja.
Wyciąga rękę po drugiego papierosa. - Nie dziwię się jak ludzie myślą, że zwykłym lumpem jestem - podkreśla. - Kiedyś przyszedł do mnie taki jeden z okolicy z pretensjami, że niby znicze z cmentarza kradnę. Kazałem przejrzeć mu wszystkie rzeczy. Złodziejem nie jestem.
Łazienki pan Adam też dawno nie widział. - Z tą higieną nie jest najlepiej, no bo niby jak w takich warunkach ma być - tłumaczy. - Jak trzeba, to na dworze się myję. Do połowy się rozbieram, nawet w taki mróz.
Jednak są chwile, gdy nawet taki twardziel jak Adam płacze w poduszkę. - Myślałem, żeby kawał sznurka znaleźć i skończyć ze sobą - wyznaje. - Tylko wiara mnie trzyma i modlitwa. Mam takie małe radyjko na baterię. Włączam je czasami i radia Maryja słucham.

Ludzie na śmietnikach

Co chwilę powtarza, że nie zniósłby, gdyby ludzie się nad nim litowali. - Biedni jedzą ze śmietnika - mówi otwarcie. - I nie jest to żaden wstyd. Dziś na przykład prawie przez całą noc chodziłem i może ze dwa złote zarobiłem. Za puszkę góra 5 groszy płacą.
Adam dobrze wie, że nie w takie chłody ludzie umierają. - Jak piją, to mają - twierdzi. - A co to zresztą za chłody?! Czytałem kiedyś, że jest taki szczyt w Himalajach, który sięga nieba. Białą Górą go nazywają. W dzień jest tam nawet plus 40 stopni, w nocy też 40, ale poniżej zera. To dopiero jest ziąb! Lubię sobie czasem poczytać, a taki ośmiotysięcznik z chęcią bym zobaczył.

Święty spokój

Municypalni z Torunia codziennie zaglądają do "ogrodu“ Adama. - Co możemy zrobić? - insp. Adam Socha bezradnie rozkłada ręce. - Na siłę go przecież nie zabierzemy. Żeby nie ten pies, zamarzłby.
Adam się śmieje: - Czy nie rozumiecie, że teraz tu jest mój dom - mówi z dumą. - Jak święty spokój jest. Jak drzewa dostają liście, jak ptaki mi śpiewają. I jak mi nikt robić czego nie każe. To jest moje szczęście.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska