Emerytka wsiadła do autobusu linii 122 na przystanku przy ulicy Piłsudskiego. Był to krótki pojazd typu "solo", praktycznie pusty. Wrocławianka ruszyła w stronę wolnego siedzenia. Kierowca w tym momencie wystartował jednak tak gwałtownie z przystanku, że kobieta upadła w tył, na plecy. Z podłogi pomogły jej wstać dwie inne pasażerki.
- Kierowca na pewno widział całe zdarzenie, ponieważ w środku nie było wielu pasażerów. Żona nie dała rady dotrzeć do domu, wysiadła na ulicy Litomskiej i zadzwoniła do mnie. Wezwałem pogotowie i pojechałem na miejsce - opowiada Edmund Olejnik, mąż pasażerki.
Załoga karetki pomogła kobiecie doraźnie, ale powiedziała, aby pojechać do ambulatorium przy ulicy Dobrzyńskiej, gdzie rzekomo małżeństwo miałoby uzyskać pomoc szybciej, niż jadąc z nimi na SOR. Tam z kolei, po wykonaniu prześwietlenia, państwo Olejnikowie usłyszeli, że kręgosłup jest złamany i dostali skierowanie do szpitala. Pojechali do Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego przy ulicy Fieldorfa, skąd wyszli dopiero o 2 w nocy.
- Lekarze wykonali badania i na szczęście okazało się, że kręgosłup jednak nie jest złamany, a tylko stłuczony. Żona doznała także urazu ręki. Poczuliśmy ulgę. Jednak rekonwalescencja trwa. Cała sytuacja miała miejsce na początku lipca, a małżonka nadal musi przyjmować silne leki przeciwbólowe - dodaje Edmund Olejnik.
Mąż i córka poszkodowanej kobiety poszukują świadków tego zdarzenia, a także dwóch pasażerek, które udzieliły jej pomocy. Sprawą zainteresowali prawnika, który wystosuje do MPK oficjalne pismo w sprawie odszkodowania.
Prezes wrocławskiego MPK, Krzysztof Balawejder, zadeklarował, że zajmie się wyjaśnieniem tego zdarzenia.
Bartosz Naskręski z działu promocji w MPK Wrocław tłumaczy, że w takiej sytuacji ważne jest, aby nie wysiadać z autobusu czy tramwaju, a sprawę zgłosić kierowcy, który może wypadku po prostu nie zauważyć. Wówczas od razu zatrzymuje on pojazd, wzywa komisję wypadkową, karetkę pogotowia, nadzór MPK i inne konieczne w danym przypadku służby.
