W sobotę odbyło się walne zebranie, na które przyszło kilkunastu członków. Obrady zaczęły się w drugim terminie, a sprawozdanie prezesa Bogdana Hildebrandta z działalności w minionym roku nie pozostawiało złudzeń, że miejska OSP nie ma racji bytu. Z obietnic władz miejskich, że jakaś kasa będzie, nie zostało nic. OSP nie dostała ani złotówki. Zawodowi strażacy nie chcą ich przygarnąć do swojej siedziby, a przyciągnięcie młodych ludzi w tej sytuacji staje się więcej niż karkołomne.
Posłaniec bez głowy?
- Jakieś fatum wisi nad wami - ubolewał wiceburmistrz Edward Pietrzyk. - Pukaliście wszędzie, ale znikąd nie ma pomocy. Wiem, że posłańcowi, który przynosi złą nowinę, ucina się głowę, ale muszę powiedzieć, że nie dostaniecie tych 67 tysięcy, o które zabiegaliście w urzędzie.
_Zdecydowanie wypowiedział się też komendant PSP Dariusz Kaźmierczak: - _Nie przekażę żadnego sprzętu dla OSP, jeśli nie będę pewny, że będzie on użytkowany. Musi nastąpić zgranie interesów, inaczej nie ma to sensu.
_Komendant gminny Piotr Mysiura stwierdził, że co prawda bez pieniędzy życia nie ma, ale na otarcie łez wręczył kalendarz strażacki. Zastanawiał się, czy może nie byłoby wyjściem zagranie w Totolotka.
Nagi poczet
W dyskusji sporo było desperacji. - Za chwilę się to wszystko rozleci - alarmował Jacek Barwik. - _Może jednak ratusz coś wygospodaruje albo pomoże zdobyć fundusze w inny sposób. - Powiedzcie, ile możecie dać - denerwował się Kazimierz Drewek. - Nawet poczet nie ma mundurów.
Zebrani nie doszli do żadnych wniosków. Ciekawe, jaka będzie frekwencja na walnym za rok.
Strażacy widmo
MARIA EICHLER
Wiceburmistrz Edward Pietrzyk okazał się nieczuły na szeptanie Bogdana Hildebrandta, obok Kazimierz Drewek.
Nie mają pieniędzy, mundurów, siedziby, wozu. Tylko dobre chęci, by wspierać zawodowych strażaków. Od trzech lat miejska OSP jest formacją na papierze.
