Znów dało znać o sobie Stowarzyszenie Ordynacka. Odbyło swój II Kongres, wybrało prezesa i zadecydowało o swej politycznej przyszłości, choć - co tu ukrywać - decyzje nie są do końca jasne. Stosunkowo najprostsza jest sprawa prezesa. Został nim Krzysztof Szamałek, a więc prezes dotychczasowy, który w imponującym stylu pokonał Wiesława Kaczmarka. Kaczmarek w porównaniu z Szamałkiem jest medialną gwiazdą, ale przegrał. Może nie powinien był w ogóle startować. Ordynacka, która niespodziewana dla siebie karierę zrobiła przy okazji afery Rywina, zapewne nie chce, by nazwę stowarzyszenia odmieniała bez przerwy kolejna komisja śledcza, tym razem zajmująca się Orlenem, w którym to postępowaniu Kaczmarek będzie ważnym świadkiem, gdyż od jego rewelacji rzecz cała się zaczęła. Wyjść może bowiem na to, że tak naprawdę wszystkie kolejne komisje śledcze powoływane są do badania Ordynackiej i wprawdzie kolejne transmisje są bezpłatną reklamą logo (członkowie Ordynackiej chwalą się, że nazwa ich organizacji jest rozpoznawana prawie jak Coca Cola), ale stowarzyszenie niekoniecznie chce kojarzyć się publiczności wyłącznie z aferami.
Trudniej rozplątać, co postanowiono w sprawie przyszłości stowarzyszenia. Podobno zdecydowało się wejść mocno w politykę. Wprawdzie nie przekształci się w partię, ale będzie tworzyć własny komitet wyborczy i to już w wyborach parlamentarnych, gdyż na europejskie się spóźniło. Jednocześnie jego członkowie będą startować z list różnych partii. Sam prezes na przykład jest członkiem SLD i deklaruje, że do żadnej innej partii nie wstąpi. Przyjęto więc konstrukcję dość karkołomną, która może okazać się zupełnie nieefektywną. Komitety wyborcze nie są i nie będą trwałe, prędzej czy później, jeżeli wchodzą do parlamentu przekształcają się w partie polityczne, gdyż demokracja partiami stoi. Stoi też organizacjami społecznymi stanowiącymi zaplecze partii lub ich otoczenie, czasem otoczenie wielu partii, ale role są jednak podzielone.
Ordynacka jest bardzo ciekawym środowiskiem ludzi dobrze wykształconych, radzących sobie w życiu i bardzo niesprawiedliwa jest towarzysząca tej organizacji czarna legenda. Taki pomysł wejścia w politykę, jaki zaprezentowała, jest jakimś dziwnym kompromisem między aspiracjami części środowiska, by odgrywać polityczną rolę na pierwszym planie, a nie tylko na zapleczu, a tymi, którzy po prostu w żadnej polityce uczestniczyć nie chcą, gdyż pracują, mają przedsiębiorstwa, swoje sprawy i chcą po prostu od czasu do czasu spotkać się w koleżeńskim gronie. To nie jest nowy dylemat Ordynackiej. Można nawet powiedzieć, że jest tak stary jak stowarzyszenie, był już przedmiotem wielu dyskusji i nigdy nie został rozstrzygnięty. Wiadomo było bowiem, że gdy Ordynacka uda się jako całość w politykę, to po prostu popęka jako organizacja pluralistyczna, w której działają przedstawiciele bardzo różnych partii.
Konia z rzędem temu, kto zrozumie tę nową formułę, która jest odgrzaniem starych dyskusji. Partii nie zakładamy, ale politycznie działamy, w Sejmie stworzymy sami klub (ciekawe, gdzie będzie należał wówczas prezes Szamałek - do klubu SLD czy do klubu Ordynackiej?) i nawet będziemy walczyć z politycznym włóczęgostwem, czyli przemieszczaniem się z miejsca na miejsce. W tym pomyśle niektórzy komentatorzy wietrzą straszliwy podstęp: Ordynacka ma być szalupą ratunkową dla ludzi z tonącego SLD. Otóż zachodzi obawa, że Ordynacka tak niezdecydowana w odpowiedzi na pytanie: co robić, nawet dla siebie szalupy nie zbuduje, czyli wszystko pozostanie po staremu.
Supeł
Janina Paradowska, "Polityka"