Od kory i szydełka
Makramą Gierszewska zajmuje się już 20 lat, po raz pierwszy urządziła wystawę w mieście, w którym chodziła do liceum. Artystyczne pasje zaszczepił jej tata, z którym strugała łódeczki z kory. Potem sama chwyciła za szydełko, zaczęła robić swetry, wreszcie wpadła jej w ręce książeczka o makramach i wsiąkła w nią na dobre. Dorobiła się pracowni, teraz już ma lepsze warunki do splatania sizalowych nitek i barwienia ich pędzelkiem.
Bolą ręce
- Nauczyć się robienia makramy może każdy - wyznaje artystka. - Jednak trzeba mieć dużo fantazji i wyobraźni, by dzieło miało oryginalny wyraz. No i od makramy bolą ręce.
Gierszewska wzory wymyśla sama, nad jedną pracą potrafi ślęczeć miesiąc i przyznaje, że jest to robota, przy której bolą ręce. Na metrową makramę zużywa ok. 5 m sznurka, więc 30 kłębów, które przywozi z Brus, z ledwością starcza na rok.
Unikaty na pokaz
O tym, że dzieła Gierszewskiej są cenione, świadczy chociażby to, że gościły na wielu wystawach i zdobią ściany wielu domów w kraju i za granicą. Ostatnio można je oglądać także na Ogólnopolskim Przeglądzie Tkaniny Unikatowej w Bydgoszczy.
