Ba, ale co wybrać, żeby wnętrze miało klasę, a nie stało się przeładowane i w złym guście.
Pewna moja przyjaciółka zbierała szklane kule, które miały w środku jakieś niesamowite pióropusze ognia lub morskie fale.
Wyeksponowała je na szklanych półkach wiszących nad biurkiem i muszę przyznać, że zawsze z zachwytem przystawałam w tym miejscu, aby podziwiać owe nikomu niepotrzebne przedmioty. Niepotrzebne, ale jakże efektowne.
Dużą rolę w zdobieniu mieszkania odgrywają też różne zabawne i niecodzienne kolekcje. Ktoś tam zbiera żaby, ktoś inny słonie z trąbami wyłącznie zakręconymi do góry, bo tylko takie przynoszą szczęście. Jeszcze kto inny ma ogromny zbiór skrzydlatych aniołów.
Widziałam taki zbiór aniołów. Mieszkają w sypialni małżeńskiej i stoją w każdym kącie i kąciku. Biały i prawdziwie anielski, o złotych skrzydłach przycupnął na szafce nocnej, ten w czerwonej, królewskiej szacie strzeże półki z podręcznymi książkami, a trzy włoskie amorki, prawdziwe putta, wylegują się wśród storczyków na parapecie.
Wielki efekt i to szalenie ambitny dają obrazy. Odradzałabym jednak reprodukcje.
Lepiej kupić w jakiejś galerii oryginalne dzieło. Niektórzy szukają obrazów, które pasują im do kolorystyki wnętrza, ale sądzę, że jest to wielka przesada i brak wrażliwości.
Warto sobie zafundować kolekcję pejzaży namalowanych przez absolwentów najbliższego liceum plastycznego, a jeśli nas stać, to kupmy obraz dobrego malarza, choć niekoniecznie Van Gogha czy Picassa.
Ozdobą mieszkania, są także lampy witrażowe. W pewnym pięknym toruńskim mieszkaniu właścicielka miała wspaniałą kolekcję lamp witrażowych. Były wiszące u sufitu, stojące na podłodze. Były kinkiety i lampki nocne. Uroda takich witrażowych, ręcznie robionych lamp jest ogromna i czasami wystarczy jedna taka lampka z różnokolorowych szkiełek, aby całe pomieszczenie rozjaśniło się barwami tęczy.