Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Żytkiewicz: - Choć profesor Religa nie jest moim biologicznym ojcem, dał mi życie. Drugie życie

Hanna Sowińska
Tadeusz Żytkiewicz z historycznym zdjęciem  z operacji, w trakcie której wszczepiono mu zdrowe serce.
Tadeusz Żytkiewicz z historycznym zdjęciem z operacji, w trakcie której wszczepiono mu zdrowe serce. internet
Czy 41-letni krakowski taksówkarz miał jakieś złe przeczucia, kiedy mówił to żonie? Zginął kilka miesięcy później. Jego zdrowe serce bije do dziś w piersiach 88-letniego Tadeusza Żytkiewicza z Warszawy. Bije 27 lat.

Był dziewiętnastym pacjentem prof. Zbigniewa Religi, któremu pionier polskiej kardiochirurgii przeszczepił serce. Urodził się po raz drugi nocą z 4 na 5 sierpnia 1987 r. w klinice w Zabrzu. Dziś jest najdłużej żyjącą w Polsce osobą z nowym sercem.

To była druga, tej doby, transplantacja, którą przeprowadził zabrzański kardiochirurg. Jak wyglądał po tym maratonie, widać na zdjęciu, które obiegło cały świat. Zrobił je James L. Stanfield, fotograf National Geographic. Uchwycił Religę siedzącego obok stołu operacyjnego. Po prawej, w kącie na podłodze, oparty o ścianę śpi jego asystent, Romuald Cichoń. Widać też głowę i ramiona pacjenta. To koniec??? Nic bardziej mylnego. Transplantacja powiodła się, a 61-letni wówczas Tadeusz Żytkiewicz właśnie otrzymał nowe serce.

Dziś transplantacje serca, podobnie jak innych narządów to rutynowe zabiegi. W przypadku serca wszystko zaczęło się pod koniec lat 60. 3 grudnia 1967 r. światowe agencje obiegła szokująca informacja. Dr Christiaan Barnard, południowoafrykański kardiochirurg przeprowadził pierwszą w świecie transplantację ludzkiego serca. Choć zabieg się udał, pacjent żył tylko 18 dni. Lekarzom nie udało się opanować zakażenia organizmu.

Lekarz: - Jest już pięć po dwunastej!
Tadeusz Żytkiewicz miał 44 lata, kiedy przeszedł pierwszy zawał. To było w 1970 r. Przez następną dekadę nic się niedobrego nie działo. I dopiero w 1982 r. serce znowu odmówiło posłuszeństwa. Trzeci zawał dopadł go trzy lata później. - Bez sił byłem. Ledwie zrobiłem kilka kroków, musiałem przystawać. Serce nie dostawało odpowiedniej ilości krwi, bo tętnice były zapchane - opowiada.
Od lekarza usłyszał, że jest już za późno. Dokładnie pamięta jego słowa. Powiedział, że "jest pięć po dwunastej". To znaczyło, że jego serce jest tak zdegenerowane, że naprawa nie wchodzi w grę.

Pozostało czekać na cud.
- Zbieg szczęśliwych okoliczności. Pozostawałem pod opieką kardiologa, który był uczniem mojej żony Anieli. To on podpowiedział mi, żebym napisał do Profesora, a wtedy Docenta Religi.
Na pierwszy list nie dostał odpowiedzi. Może gdzieś przepadł... Wysłał kolejny. Całej treści nie pamięta, ale jedno zdanie może powtórzyć. "Jestem nauczycielem, mam chore serce. Proszę o pomoc"! Przyszła odpowiedź, że ma przyjechać do Zabrza na konsultacje.
Pojechał. Dokładny stan serca i naczyń pokazała koronarografia. - Katastrofa - wspomina pan Tadeusz. - Moje tętnice były zatkane. Stopień "uszczelnienia" wynosił od 70 do 90 procent. Do tego wykryto tętniaka.

Słowa lekarza, że "nic nie da się zrobić", brzmiały jak wyrok. Ale Tadeusz Żytkiewicz chciał żyć. - A może przeszczep? - zapytał.
Prof. Stanisław Pasyk był wtedy dyrektorem zabrzańskiej lecznicy. Zdziwił się mocno, słysząc, że pacjent z sześćdziesiątym "krzyżykiem na karku" pyta go o nowe serce. - Przeszczep, w pana wieku? Wtedy była bariera wieku, dziś liczy się stan zdrowia pacjenta.
Nie ma bariery wieku. Będziemy leczyć
W tym samym szpitalu swój samodzielny oddział miał Docent Religa. - Nie miałem nic do stracenia. Postanowiłem osobiście porozmawiać. Kiedy wszedłem do gabinetu, usłyszałem: "W czym mógłbym panu pomóc". To cały profesor Religa! Zobaczył film z koronarografii i mówi do mnie. "Nie ma bariery wieku. Jeśli płuca i nerki są zdrowe, będziemy leczyć". Początkowo myślał o bay-passach. Skończyło się transplantacją. Innego wyjścia nie miałem.

Zakwalifikowany do przeszczepienia, czekał na operację w domu. Kiedy wychodził na spacer, żona wiedziała, gdzie będzie. Telefon mógł zadzwonić w każdej chwili. Wtedy nie było "komórek", dlatego w mieszkaniu też stale ktoś musiał być.
Telefon to nie wszystko. Musiał być samochód. - Nasz sąsiad, jako jedyny, był zmotoryzowany. Kiedy 4 sierpnia żona odebrała telefon z Zabrza, że jest serce, zaraz go zawiadomiła. Przyjechał po mnie, zawiózł do szpitala, tam już czekała karetka. Jechaliśmy na lotnisko na Bemowie. Wylądowaliśmy w Krakowie, bo w Zabrzu była burza. Czekanie, lot helikopterem. W końcu byłem w szpitalu.

Czytaj: "Ile razy otwierałem ludzkie ciało? W ciągu całego życia przeprowadziłem 30 tysięcy operacji!"

Pacjent optymistycznie nastawiony
Jeszcze przed operacją miał rozmowę z psychologiem. - To ja go przekonywałem, że będzie dobrze. Byłem nastawiony bardzo optymistycznie. Kiedy pół roku wcześniej byłem w zabrzańskim ośrodku, widziałem pacjentów po transplantacji. Wiedziałem, jaką mam szansę. To mnie trzymało.
Dla Zbigniewa Religi to była druga tej doby transplantacja zakończona sukcesem. Adrenalina działa. W przeciwnym razie czyż można było wytrzymać kolejne godziny przy stole operacyjnym?

A pacjent? - Czułem się dobrze. Byłem uratowany. Spać mi nie było wolno, bo musiałem stale ruszać palcami, by pobudzić organizm do życia. Pamiętam ten moment, kiedy za szybą zobaczyłem moją rodzinę. Wtedy się rozkleiłem...
Było dobrze, a jednak coś się popsuło. Wszystko go bolało, tracił siły. Żona rozpaczała. On też zwątpił. - Po co mi to było - myślał.
I nagle stał się cud. Zaczęło się od kaszlnięcia. - Jakby wszystko się we mnie odetkało. Organizm zaczął wydalać cały ten pooperacyjny balast. Każdy kolejny dzień niósł poprawę - wspomina.
Potem było sanatorium. - Zacząłem ćwiczyć i chodzić po schodach. Co dzień to więcej stopni. Potem kilkadziesiąt. W dół i w górę. Doszedłem do setki.

28 października, na swoje imieniny, był już w domu. Wrócił do pracy w szkole (uczył historii i WOS). - I zrobiłem prawo jazdy, choć nigdy wcześniej o tym nie myślałem. Do dziś jestem czynnym kierowcą - zdradza pan Tadeusz.

Wola krakowskiego taksówkarza spełniona
W Polsce przepisy nie pozwalają na ujawnianie informacji, kto był dawcą organów.
To żona 41-letniego krakowskiego taksówkarza zadzwoniła do szpitala, bo chciała wiedzieć, kto dostał serce jej męża. Moja żona i dzieci spotkały się z tą panią, ja tylko rozmawiałem telefonicznie. Rozumiem to, mam przecież w sobie cząstkę jej męża - mówi Tadeusz Żytkiewicz.
Chcąc spłacić dług wdzięczności oraz wspierać ideę dzielenia się narządami po śmierci, zaangażował się w pracę Stowarzyszenia Transplantacji Serca Koło Warszawa. - W tym roku, w czerwcu, z uwagi na sytuację rodzinną, przedstałem być prezesem - dodaje.
Profesor Religa był wierny swoim pacjentom. Przekonywał, że są zdrowi, że muszą dbać o siebie, ale powinni żyć normalnie. - Kiedy został ministrem, miał mniej czasu. Ale to wspaniały człowiek. I cudowny lekarz. Nigdy nie myślałem, że będę dłużej żyć od Profesora. Odszedł za szybko. Mógł jeszcze tyle ludzi uratować - dodaje łamiącym się głosem.

Pacjenci też nie zapominają o swoim Doktorze. 17 marca, w dniu Jego imienin są z lampkami i kwiatami przy jego grobie.
Pan Tadeusz opowiada o swojej jeszcze jednej transplantacji. - Wysiadły mi nerki. Miałem dializy, ale w końcu znalazł się dawca. Nerkę przeszczepił mi prof. Andrzej Chmura.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska