https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tak przegrywa się życie

Tekst i fot. Adrianna Ośmiałowska
Jarek ma 34 lata. I nadzieję w oczach. Jarek jest ćpunem. Nie z wielkiego miasta. Stąd, z Rypina. Jest ćpunem kaleką. Jest ćpunem samotnikiem. Koledzy przedawkowali i gryzą już ziemię.

     Ci, co znają go sprzed przygody z narkotykami wspominają bardzo przystojnego, wysokiego hippisa, z włosami w kitkę. Zmienił się przez kilkanaście lat nie do poznania. Stracił zęby, ma przykurcz prawej ręki - skutek wstrzykiwania sobie amfetaminy. Przegrał część życia przez narkotyki. Zaczął - jak się wydaje młodzieży - niewinnie, z ciekawości i od marihuany. Teraz daje świadectwo niszczycielskiej siły nałogu. Nie bierze od czterech i pół roku. Ale tylko jedna działka dzieli go od powrotu do piekła.
     - To wszystko zaczęło się, kiedy zmarła moja mama - opowiada Jarek. - Najpierw od maryśki, potem był sezon makowy: łyżka, strzykawka i dożylne dawkowanie. W szkole uczyłem się przeciętnie, nauczyciele niczego nie zauważali. Starałem się chodzić na zajęcia czysty. Kiedy trafiłem do technikum do Torunia, nie mogło być dla mnie lepiej. Dostęp do narkotyków nieograniczony. Znów z ciekawości, jak za pierwszym razem, sięgnąłem po polską heroinę.
     Na początku, by zdobyć pieniądze na narkotyki, okradał dziadka, z którym mieszkał. Zabierał rentę, wynosił z domu wszystko, co tylko można było zamienić na gotówkę. W Toruniu trochę handlował, a potem zajął się dilerką.
     - Miałem taki układ, że dostawałem od dilera dwie działki za rozprowadzenie określonej ilości. I tak się kręciło. Problemów z policją nie miałem. Zaczęły się dopiero wtedy, gdy zacząłem okradać domki letniskowe i działki.
     Na pierwszy odwyk trafił sam, kiedy dotarło do niego, że to już dno i trzeba się ratować. Wytrzymał dwa tygodnie, choć już trzeciego dnia zmagania się z bólem fizycznym i psychicznym miał dosyć. Potem była detoksykacja z nakazu sądowego. Starał się też radzić sobie sam w domu, pomagał mu dziadek. Podawał leki, podawał alkohol. Jarek obudził się na dobre, gdy rzuciła go dziewczyna. Myślał, że ułoży sobie z nią życie. Nie udało się. Jest sam, bezdomny, kątem mieszka na strychu u dalszej rodziny. Dużo czyta, czasem zreperuje jakieś radio, bo to jego pasja. I ciągle ma nadzieję, że odzyska stracone lata.
     Jego trzej kompani od strzykawki już nie mają na co liczyć. Przedawkowali. Jeden, z Ostrowitego, zmarł na AIDS.
     Historia Jarka pokazuje, co naprawdę znaczy nałóg. To nie jest film, on nie jest gwiazdą. Jest zwykłym człowiekiem z małego miasta. W statystykach rypińskiej policji widnieje 14 narkomanów, po połowie są to kobiety i mężczyźni, dziewczyny i chłopcy. Tylko dwojgu udało się odbić. Jarek jest czysty od 4,5 roku, a dziewczyna od dwóch lat. To nie znaczy, że wygrali. Narkoman na stracie jest już przegrany, bo z nałogiem żyje się do końca.
     Szerzej o historii Jarka niebawem na stronach ogólnych "Pomorskiej".
     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska