Galeria zdjęć
Galeria zdjęć
Zobacz więcej zdjęć z wczorajszego protestu przewoźników w naszym regionie
I tak, wczoraj protestowali kierowcy samochodów ciężarowych. Przez kilka godzin jeździli w ślimaczym tempie 20 kilometrów na godzinę. - Jadę z Bydgoszczy do Gdańska. Właśnie wyjeżdżam z Osielska. Korek ciągnie się tak daleko, jak jestem w stanie dojrzeć. Do akcji włączyli się kierowcy TIR-ów i mniejszych samochodów dostawczych - wyjaśniał nam Adam Jędrych, koordynator akcji "Ślimak" w Kujawsko-Pomorskiem. Przewoźnicy domagają się m.in. likwidacji winiet i obniżenia ceny oleju napędowego.
Wczoraj protestowali też ratownicy medyczni. Chcą zarabiać przynajmniej 2 tys. zł na rękę i przechodzić na emeryturę po 20 latach pracy. Szumnie zapowiadali, że nie będą znosić z górnych pięter otyłych pacjentów, wypełniać dokumentów, a w ostateczności nie wyjadą karetkami. Ale pracowali tak, jak w każdy inny dzień. - Tyle, że zamiast uniformów ubraliśmy na znak protestu czarne koszulki - mówi Tomasz Zakrzewski, przewodniczący Związku Zawodowego Ratowników Medycznych przy stacji pogotowia w Toruniu. Ale już bydgoscy ratownicy nie strajkowali.
Na początku lipca przed siedzibą sieci marketów Real w Warszawie będą protestować pracownicy firmy, zrzeszeni w handlowej sekcji NSZZ "Solidarność". Wyjdą na ulicę, bo oni również chcą więcej zarabiać.
Nad strajkiem zastanawia się też kolejowa "S". - Jeśli nie dojdziemy do porozumienia z rządem w sprawie emerytur pomostowych dla kolejarzy, jeszcze latem możemy ogłosić dwugodzinny strajk ostrzegawczy - zapowiada Henryk Grymel, przewodniczący kolejowej "S".
Między innymi 500 zł podwyżki domagają się pracownicy sanepidu. Pod koniec ubiegłego tygodnia byli ze swoimi postulatami w Warszawie. - To była pierwsza pikieta w wieloletniej historii inspekcji sanitarnej. Nigdy wcześniej samodzielnie nie protestowaliśmy - stwierdza Elżbieta Pisarczyk, przewodnicząca Sekcji Krajowej Pracowników Stacji Sanitarno-Epidemiologicznych "S". Organizacja przyłączy się do manifestacji całej "Solidarności", zaplanowanej w stolicy na 29 sierpnia. Związkowcy domagają się podniesienia minimalnego wynagrodzenia.
Jednocześnie sprzeciwiają się założeniom do projektu ustawy o emeryturach pomostowych. Niewykluczone, że do sierpniowej akcji przyłączy się Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych.
- Prawa do "pomostówek" powinno mieć więcej osób. W tym także nauczyciele - dowodzi Andrzej Radzikowski, wiceprzewodniczący OPZZ.
Sami pedagodzy od dawna mają sprecyzowane żądania: 50-procentowe podwyżki, zachowanie prawa do wcześniejszej emerytury i utrzymanie przywilejów wynikających z Karty Nauczyciela. Rząd proponuje m.in. 5-procentową podwyżkę od stycznia. Planuje też zwiększyć czas, jaki nauczyciel musi poświęcić na prowadzenie zajęć dydaktycznych. Nauczycielskie związki zgodnie mówią, że rządowe propozycje są nie do zaakceptowania. "S" chce zaapelować do nauczycieli, żeby na znak protestu we wrześniu przyszli do szkoły ubrani na czarno. Związek Nauczycielstwa Polskiego straszy, że po wakacjach szkoły mogą stanąć.
Marek Zuber, główny ekonomista Dexus Partners uważa, że protesty mogłyby być wyciszone, gdyby została spełniona przynajmniej część żądań finansowych niezadowolonych pracowników. - Tylko w tym roku na ten cel potrzebne byłoby siedem - osiem miliardów złotych - szacuje Zuber. - W przyszłym roku koszty zapewne będą wyższe. Zwycięstwo jednych, może bowiem zachęcić do protestów inne grupy zawodowe. Rząd nie ukróci strajków, tylko płacąc podwyżki. Musi przeprowadzić konieczne reformy.