https://pomorska.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

To się wzięło z marzeń

Rozmawiała Monika Florek
Rozmowa z MARKIEM NIEDŹWIEDZKIM, dziennikarzem muzycznym radiowej "Trójki"

     - Już dwadzieścia lat prowadzi pan "Listę przebojów" na antenie "Trójki". Jak się czuje prezenter radiowy z takim stażem?
     - Jak bardzo stary człowiek, który prowadzi listę przebojów dla młodszych. A poważnie, czuję się tak, jakbym dopiero zaczynał to robić. W moim podejściu do audycji przez te 20 lat nic się nie zmieniło. Zawsze robię ją na sto procent, chociaż nie zawsze na sto procent wychodzi. Nigdy nie traktuję jej ulgowo. Nie wiem, kiedy te 20 lat zleciało.
     - Wciąż udaje się panu nawiązywać kontakt z młodą publicznością. Jak to się robi?
     - Myślę, że oni traktują mnie jak starszego kolegę, który nigdy ich nie zdradza. Staram się być na bieżąco, jeśli chodzi o muzykę. Nie przyjmuję pozycji profesora, ale zwracam się do nich jak kolega, w zwyczajny sposób, jestem gdzieś obok.
     - W jakiś szczególny sposób będzie pan świętował dwudziestolecie "Listy..." ?
     - Nie. Świętowaliśmy 18 urodziny, pełnoletniość, potem tysięczne wydanie i teraz pomyślałem sobie, że huczne obchody byłyby przesadą i nad tą rocznicą przechodzę do porządku dziennego. Zwłaszcza, że w tym roku "Trójka" obchodzi czterdziestolecie, a to większa uroczystość, którą już niedługo będziemy świętować. A "Lista..." będzie obchodzić 20 - lecie w Szklarskiej Porębie. 3 maja odbędzie się podsumowanie wszechczasów na polskie utwory. Bo to chyba one najbardziej kojarzą się z naszą listą.
     - Miał pan pokusę, żeby przejść do innej stacji radiowej?
     - To raczej stacje radiowe miały pokusy, żeby mnie podkupić. Zawsze jednak wydawało mi się, że to byłaby zdrada moich słuchaczy. Pomyśleliby: "Niedźwiedź poszedł tam, gdzie dali mu więcej pieniędzy". Ponieważ nie muszę mieć więcej pieniędzy i lubię to, co robię w "Trójce", zostałem. Nie mówię jednak, że to się nie zmieni.
     - Jest pan właściwie prekursorem prowadzenia listy przebojów...
     - Listy przebojów istniały od dawna. Na antenie Polskiego Radia prowadził je Piotr Kaczkowski, a jeszcze wcześniej Andrzej Turski, który ściągnął mnie do Warszawy. Moja lista przebojów była jednak pierwszą taką audycją w "Trójce".
     - Skąd to zamiłowanie do muzyki?
     - Moje zamiłowanie do muzyki wzięło się z marzeń. Znalazłem się tutaj z fascynacji radiem. Mieszkałem w małym miasteczku, w którym radio było moim oknem na świat. Słuchałem Studia Rytm, słuchałem "Trójki", która potem zaczęła tam docierać i myślałem sobie, że jak będę duży, to będę pracował w radiu. Wyglądało na to, że nigdy nie uda mi się tego spełnić. Studiowałem na Politechnice Łódzkiej i zacząłem pracować w studenckim radiu "Żak". To był pierwszy szczebel.
     - Pozycja, jaką pan osiągnął jako prezenter radiowy, to zasługa Pana działań czy szczęścia?
     - Wszystkiego po trochu. Bozia obdarowała mnie dobrym głosem. Po drugie, radio jest moja pasją, a dopiero na końcu zawodem. Po trzecie, przyszło mi żyć w takich czasach i udało mi się pokierować życiem tak, że zostałem radiowcem. Nie miałem żadnego poparcia. Wszystko zrobiłem własnym głosem. Ktoś mnie usłyszał, dostrzegł, że coś robię i kiedy szukano kogoś, kto poprowadziłby listę przebojów w "Trójce", wybrano mnie.
     - Uważa się pan za człowieka sukcesu?
     - Czuję się człowiekiem spełnionym. Odniosłem sukces zawodowy. 20 lat pracuję robiąc to samo, jestem z tego zadowolony i słuchacze również.
     - Czym muzyka współczesna różni się od muzyki lat osiemdziesiątych?
     - Muzyka to takie koło zamachowe, które się obraca i co jakiś czas do nas trafia. Teraz panuje moda na lata 80 - te. I to nie tylko w muzyce, ale też w stylu ubierania się. To się powtarza mniej więcej co 20 lat. Kiedyś nie było komputerów, nie samplowało się, wszystko było bardziej naturalne.
     - Lubi pan spotkania z publicznością na żywo?
     - Spotkania z publicznością na żywo stresują mnie. Kiedyś prowadziłem festiwal w Sopocie i to było dla mnie straszne. W momencie wyjścia na scenę zdałem sobie sprawę z tego, że przestaję być anonimowy, przestaję być tylko głosem z radia, a staję się panem Markiem, który pokazał się w telewizji. Potem telewizja wciągnęła mnie na chwilę. Robiłem "Wzrockową listę przebojów", "Magazyn 102", ale telewizja nie jest moim medium. Wolę radio. Lubię jechać w Polskę i spotkać się z ludźmi, żeby się przekonać, że jeszcze mam słuchaczy i usłyszeć od nich opinie. Ostatnio po 30 latach odwiedziłem moje liceum w Zduńskiej Woli i było sentymentalnie. Okazało się, że szkoła wcale się nie zmieniła. Czułem się tak, jakbym dopiero co zdał maturę.
     - Chętnie uczestniczy pan w bankietach i przyjęciach?
     - Nie jestem lwem salonowym. Nie spotka mnie pani na rautach. Dostaję zaproszenia, ale coraz mniej, ponieważ i tak z nich nie korzystam. Spełniam się w pracy. W domu czytam książki, gazety, oglądam telewizję i słucham radia.
     - Ma pan swój sposób na spędzanie wolnych dni od pracy?
     - Jeśli mi się udaje, raz na kilka lat wyruszam gdzieś daleko, do Australii czy na Tasmanię. Lubię wypoczywać tam, gdzie nie ma dostępu do radia, telefonu. Może to być i Szklarska Poręba. Czasami lubię się zaszyć gdzieś w górach i przemierzać 20 kilometrów dziennie, a potem padać ze zmęczenia.
     - Jaką zasadą kieruje się pan w życiu?
     - Żyj i pozwól żyć innym. Nie lubię ludzi zawistnych. Bezinteresowna zawiść zabija. Cierpię, jeśli ktoś mi gdzieś taką szpilkę wetknie. Tłumaczę sobie, że tak jest i że powinienem przejść nad tym do porządku dziennego, ale cały czas mnie to dotyka i stąd się biorą stresy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska