To była pierwsza walka w karierze 22-latka. Kuba Moczyk zaczął bardzo dobrze, w pierwszej rundzie przeważał. Pod koniec trzeciego starcia Polak został ciężko znokautowany. Stracił przytomność. W szpitalu okazało się, że Moczyk miał wylew krwi do mózgu i zapadł w śpiączkę. Niestety, lekarze w szpitalu uniwersyteckim Jamesa Pageta w Gorelston nie zdołali go uratować.
Jak informuje portal sport.pl, rodzina miała zastrzeżenia do opieki medycznej i ogólnie do organizacji gali. "Walka była podejrzana - cytuje Marcina Śmigaja, wujka zmarłego boksera. - Zacznijmy od tego, że jeszcze zanim do niej doszło, dwukrotnie zmieniano mu przeciwnika. Poza tym sędziował ją były trener przeciwnika Kuby. W 2. rundzie Kuba niemal znokautował rywala, jeden z kolegów Kuby, który siedział blisko tamtego narożnika słyszał, jak tamten krzyczy do sędziego i swego trenera, że już ma dość. Ale nie był liczony. Potem Kuba znów go trafił, rywal nawet wymiotował przy linach. Sędzia wyliczył go do pięciu, i nakazał walczyć dalej".
Po nieszczęśliwym nokaucie Polaka galę przerwano i więcej więcej walk się nie odbyło.
Rodzina Moczyka założyła stronę w serwisie GoFundMe, dzięki której zbierała pieniądze na zabranie pięściarza z angielskiego szpitala i znalezienie mu specjalistów w Polsce. Teraz zostaną przeznaczone na transport ciała do Polski i pogrzeb w rodzinnym Śmiglu.