- Panie Radberg - powiada któregoś dnia Szmul do swojego subiekta. - Pracujesz pan u mnie sześć lat i od początku pan mnie ordynarnie okradasz...
- Ależ szefie, to...
- Milcz pan i słuchaj dalej! Od czterech lat żyjesz pan z moją żoną, a dziś rano córka zwierzyła mi się, że jest z panem w ciąży...
- Ależ szefie, ja ją ko...
- Milczeć! Panie Radberg, ja pana ostrzegam! Niech pan bardzo uważa. Bo ja naprawdę nie lubię przesady!
Jako się rzekło - ja również. Dlatego kiedym dowiedział się, że Centralne Biuro Śledcze miało materiały na wielki przekręt z PZU już w 2001 roku i nie zrobiło nic, to ja ich ostrzegam - ja naprawdę nie lubię przesady! Tym bardziej że raporty agentów CBŚ były obszerne, konkretne i profesjonalne, ale wylądowały w szufladach. Bo tak kazali panowie generałowie - komendant główny policji Kowalczyk oraz jego zastępca Rapacki. Generalicja, z sobie tylko wiadomych powodów (no, i paru anonimowych polityków) uznała, że coś jest wprawdzie na rzeczy, ale policja nie może się zajmować takimi bzdetami, jak prywatyzacją PZU. Od tego - zarządziła generalicja - są chłopcy z ówczesnego Urzędu Ochrony Państwa. I skończyło się ukręceniem sprawie łba. A ostatnio - totalnym bełkotem w sali sądowej i podczas przesłuchań w komisji śledczej. Do dziś w sprawie największych polskich afer jest w jak czeskim filmie: nikt nic nie wie. Bo to tajemnica państwowa, a nie - poliszynela.
Szczerze mówiąc już dawno straciłem szacunek do polskiego wymiaru sprawiedliwości, którego największym sukcesem ostatniego piętnastolecia jest posadzenie Lwa Rywina. I żeby było śmieszniej - on niczego nie ukradł, tylko mówił, że chce ukraść. Natomiast cała reszta łobuzów w białych kołnierzykach, która kradła najprawdziwsze miliony, pęka dziś ze śmiechu. To jakiś horror, o którym wszyscy wiedzą, mówią i piszą. Głównie na Berdyczów.
Podobno jest nadzieja (choć - wspomnicie Państwo - nic z tego nie wyjdzie), że przed Trybunałem Stanu stanie koleżka minister skarbu AWS Wąsacz Emil, ojciec chrzestny prywatyzacji PZU, Telekomunikacji Polskiej i Domów Towarowych Centrum. Skarb państwa stracił na tym miliardy. Emilek, opylając DT Centrum (w samym centrum Warszawy) zapomniał na przykład, że stoją one na dwóch hektarach gruntów. I wziął kasę tylko za mury, nawiasem mówiąc szpetne, jak to budowano za socjalizmu. W sumie roztargnienie pana Wąsacza nie było dla skarbu państwa zbyt kosztowne - góra jakieś ćwierć miliarda złotych. Przy sprzedaży Telekomunikacji Polskiej wycena akcji serii B była też zaniżona, ale zaledwie o kilkaset milionów. Natomiast kupno PZU za pieniądze PZU to już jest wyższa szkoła jazdy i oryginalny patent polskich polityków.
Idę o zakład, że gdyby zsumować oszustwa tych wszystkich Bagsików, Żemków, Gawroników, Grabków, Wiatrów, Jamrożych i innych - dałoby się wykroić roczny budżet Polski wynoszący około 200 miliardów złotych. Na szczęście prognozy na przyszłość są dobre. Wymiar sprawiedliwości ma szansę rehabilitacji. Parę dni temu specjalna jednostka policji z Tomaszowa rozbiła gang nastolatków, którzy przez kilka miesięcy kradli batoniki ze sklepów samoobsługowych. Łupem mafii padło 350 batoników i 100 paczek żelków za 500 złotych! Oszuści są już pod kluczem.
Więc nie dziwcie się Państwo, że tak nie znoszę przesady.
