Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ucieczka z przedsionka piekieł

Jacek Deptuła
angelfire.com
W piątek na ekrany film wszedł film Petera Weira - Niepokonani. Ta historia zdarzyła się naprawdę!

Nieprawdopodobne dzieje ucieczki z sowieckiego łagru. Jej organizatorem był Polak. Uciekinierzy przemierzyli 6,5 tysiąca kilometrów - z obozu nr 303 do Kalkuty!

Sławetna Łubianka

"Jako Polak pochodzenia burżuazyjnego i oficer antyradzieckiej armii, zamieszkały w pobliżu naszej granicy, jesteście szpiegiem i wrogiem ZSRR".
- Zostajecie więc skazani na 25 lat pracy przymusowej w obozie pracy 303 na Syberii.

Jesienią 1940 roku te słowa usłyszał porucznik Sławomir Rawicz w budzącym grozę moskiewskim więzieniu na Łubiance. Ale był to dopiero początek nieprawdopodobnej odysei, o której wielki amerykański dziennik "Chicago Tribune" napisał, że była jedną z najbardziej heroicznych, prawdziwych opowieści, jakie kiedykolwiek powstały.

Profesor Daniel Boćkowski z Uniwersytetu w Białymstoku twierdzi, że łagry, obłudnie nazywane obozami pracy poprawczej, były miejscem zagłady przez pracę: - Przeciętną długość życia zesłańca skierowanego do obozu szacowano na osiem do dziesięciu miesięcy. Na tyle wystarczało siły i energii organizmowi. Potem zaczynała się wegetacja i powolna śmierć.

Jednym z niewielu sposobów uniknięcia śmierci przy wyrębie lasów, przy kilkudziesięciostopniowych mrozach, był przydział do lżejszych prac. Najczęściej przeżywali pracownicy kuchni, szpitali, czy brygad budowlanych. Pozostawała jeszcze jedna, ostateczna możliwość - ucieczka.

- Spośród wielu takich prób z syberyjskich łagrów udanych było zaledwie kilka - mówi profesor Boćkowski. - Na to decydowali się nieliczni spośród setek tysięcy "zeków" (z języka rosyjskiego - "zakluczonyj", zapisywanego skrótowo z/k - dop. J.D). Prawdziwym strażnikiem w łagrach był bowiem mróz i niedźwiedź. Uciec i przetrwać udało się zaledwie kilku procentom tych, którzy podjęli takie ryzyko.

Z Syberii do Kalkuty

W 1956 roku w Zachodniej Europie ukazała się książka Sławomira Rawicza "Długi marsz". Niemal natychmiast stała się bestsellerem i została przetłumaczona na 25 języków. Nakłady książki sięgnęły 30 milionów egzemplarzy!

To nieprawdopodobna historia ucieczki grupy więźniów z sowieckiego łagru, której przewodził Polak. Takiej trasy nie wymyśliłby scenarzysta z największą wyobraźnią. Na piechotę, przez setki kilometrów tajgi wzdłuż jeziora Bajkał, w środku syberyjskiej zimy, uciekinierzy przemierzyli Mongolię, pustynię Gobi, Tybet, przeszli Himalaje docierając po roku do Kalkuty w brytyjskich Indiach. Dopiero stamtąd trafili do wolnego świata. Wędrówka rozpoczynająca się wiosną 1941 roku, liczyła blisko 6,5 tysiąca kilometrów! Ten dystans Rawicz wraz z częścią towarzyszy (trzech Polaków, Łotysz, Litwin, Jugosłowianin, Amerykanin i Polka) przebył w rok. Skazańcy mieli wyroki od dziesięciu do dwudziestu pięciu lat obozu pracy. Ale skąd Amerykanin w gronie więźniów pochodzących z Europy Środkowo-wschodniej?
Był to - jak pisze Rawicz - amerykański inżynier zatrudniony przy budowie moskiewskiego metra i niebawem oskarżony o szpiegostwo.

- Gułagi, "przedsionki piekieł" sugestywnie opisane przez Aleksandra Sołżenicyna i Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, stały się miejscem cierpienia i śmierci milionów ludzi, w większości obywateli ZSRR - wyjaśnia profesor Daniel Boćkowski. - Wszędzie tam, gdzie sięgały macki sowieckiego imperium, dziesiątki tysięcy aresztowanych zsyłano na Kołymę, do Workuty i Komi. Po 17 września 1939 roku, z ziem II RP zajętych przez ZSRR, strumień polskich zesłańców płynął nieprzerwanie aż do momentu wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w cze-rwcu 1941 roku.

Długi marsz

Sama ucieczka z obozu nr 303 nie nastręczała większych trudności, tym bardziej że "zekom" pomogła żona komendanta obozu. Wyposażyła ich w ciepłą odzież i buty. Ale i żołnierze NKWD niedbale strzegli więźniów. Mawiali, że najlepszym strażnikiem jest mroźna Syberia. Jeśli dochodziło do ucieczki - zmotoryzowani lub konni strażnicy znajdowali nieszczęśników najdalej kilkadziesiąt kilometrów od obozu.

Trasa uciekinierów znaczona była też ich ciałami. Na pustyni Gobi umarło z odwodnienia dwoje Polaków, na Wyżynie Tybetańskiej został umierający z wycieńczenia Litwin, a w Himalajach zginął kolejny Polak. Z całej grupy cel ucieczki - brytyjskie Indie - osiągnęła tylko czwórka łagierników.
Skrajnie wyczerpanych, niemal na granicy śmierci, uratował patrol hinduskich żołnierzy. Łagiernikom udało się przeżyć dzięki wielomiesięcznemu leczeniu i długiej rekonwalescencji.

Towarzysze Sławomira Rawicza zniknęli gdzieś w odmętach wojny. Polak natomiast trafił do Palestyny, by zaciągnąć się do II Korpusu Polskiego generała Andersa. Ze względu na zły stan zdrowia nie został przyjęty. Dopiero dwa lata później, w połowie 1944 roku, trafił do Wielkiej Brytanii, gdzie służył w polskim dywizjonie RAF.
Po wojnie, jak wielu polskich żołnierzy w Wielkiej Brytanii, zostaje zdemobilizowany. Nie ma środków do życia i zaczyna zarabiać jako dekorator witryn sklepowych. Umiera na Wyspach w 2004 roku.

Ale rok później dziennikarze BBC odsłaniają tajemnicę porucznika Rawicza. Jak piszą organizatorzy polskiej wyprawy trasą "Długiego marszu" ("Long Walk Plus Expedition") w spisach więźniów łagrów nie było nigdy Sławomira Rawicza. Jest człowiek o nazwisku Rościsław Rusiecki, skazany rzeczywiście na 25 lat obozu za zabójstwo oficera NKWD. Dane osobowe, w tym data urodzenia Rawicza i Rusieckiego wskazują, że jest to jedna i ta sama osoba. Problem w tym, że Rusiecki - Rawicz skorzystał z okazji i w 1942 roku wstąpił do armii generała Berlinga. Nie mógł zatem być łagrowym uciekinierem.
Czy zatem "Długi marsz" jest tylko literacką fikcją?

Niepokonani

Bez względu na to, kto jest rzeczywistym autorem ucieczki, "Długi marsz" czyta się jednym tchem. W piątek na ekrany polskich kin wszedłi film znakomitego australijskiego reżysera Petera Weira "Niepokonani" oparty na motywach książki. Konsultantką reżysera jest Anne Applebaum, żona bydgoszczanina, ministra Radosława Sikorskiego (laureatka nagrody Pulitzera za książkę "Gułag").

- Efekt jest według mnie nadzwyczajny. Wiele scen filmu jest inspirowanych autentycznymi historiami - mówi Applebaum. - Mam nadzieję, że dyskusja wokół filmu nie skupi się na polemikach, co jest prawdziwe, a co nie. Biorąc pod uwagę, że to film fabularny, jestem pod wrażeniem. Moim zdaniem wszystko jest na tyle wiernie oddane, na ile może pozwolić sobie na to kino.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska