Na co dzień są zawodnikami sekcji biegowej Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" z Gniewkowa. Na swoim koncie mają już wiele arcytrudnych biegów. Tym razem postanowili spróbować swych sił w Maratonie Karkonoskim.
- Impreza ta została zapoczątkowana dzięki kilku zapaleńcom w 2008 roku. Zobaczyli tabliczkę na Szrenicy "Śnieżka 21 kilometrów". A że ci zapaleńcy byli biegaczami, a biegacze na ogół myślą nieco innymi kategoriami niż ci, którzy biegaczami nie są, ktoś rzucił celną uwagę "to na Śnieżkę i z powrotem to będzie maraton". I pobiegli. Wówczas zawodnicy startowali na Szrenicy, wbiegali na Śnieżkę, po czym wracali na Szrenicę - opowiada Artur Woźniak, nie tylko zawodnik, ale również organizatorów biegów, a także wielki promotor biegania.
W tym roku trasa biegu prowadziła grzbietem Karkonoszy. Rozpoczynała się w Szklarskiej Porębie, na dolnej stacji wyciągu na Szrenicę. Biegła nartostradą Puchatek, obok Schroniska pod Łabskim Szczytem, przez Śnieżne Kotły, Przełęcz Karkonoską aż na Śnieżkę, a potem z powrotem przez Przełęcz Karkonoską i Śnieżne Kotły aż do Szklarskiej Poręby.
- Na trasie biegu był upał, delikatny wiaterek na grani, a potem paskudny, gęsty, lodowaty deszcz z burzą, który niczym ostre igiełki ciął rozgrzane ciała. A jak wiadomo, skryć się nie ma gdzie. Trzeba zmarznąć, zmoknąć i dalej robić swoje. Oczywiście po deszczu znów wyszło piękne słońce i było ciepło - wspomina Artur Woźniak.
Nie ukrywa, że jest to upiornie trudny bieg z ogromną liczbą przewyższeń (2150 metrów). Na dodatek po podłożu, które przynajmniej na połowie trasy zupełnie nie nadaje się do biegania. - Jednakże po prawie ośmiu godzinach zmagań na trasie, bólu, cierpieniu, skurczy mięśni, wszystkim zawodnikom Sokoła udało się zakończyć bieg w limicie czasowym - podkreśla Artur Woźniak.
Gratulujemy!