Z bliska
Wyżywienie załogi składało się głównie z solonego mięsa, które słabo znosiło tropiki. Z wodą było krucho, ze wszystkim innym też. Anglicy to wytrzymali i podbili świat. Także, a może przede wszystkim dlatego, że żadna pogoda nie była dla nich zła. Nauczyli się filozoficznego spojrzenia na kaprysy natury. Pozostało im to do dzisiaj. Bardzo się przydaje w życiu.
Brytyjczycy nie znają pojęcia złej pogody. Kiedy świeci słońce, jest "nice and warm" (miło i ciepło). Lodowaty deszcz zacinający z siłą strażackiej sikawki określany jest jako "fresh" (świeży), a deszcze padające bardziej pionowo niż poziomo noszą nazwę "showers" (prysznic). Śnieg sprawia, że jest pięknie i biało, a mżawka, że jest łatwo oddychać. Dla każdego coś miłego. Zawsze. Jeśli dodać do tego obowiązek odpowiedzi "świetne" na pytanie o samopoczucie, mamy radosny obraz masowego optymizmu.
Nigdy nie słyszałem w telewizji brytyjskiej innych określeń pogody, jak pozytywnych lub technicznych. Żaden zbolały zapowiadacz pogody nie odprawia tam głośnej mszy żałobnej nad deszczem, wiatrem, chłodem czy mgłą. Gdybym miał więcej czasu, nagrałbym kilkadziesiąt naszych telewizyjnych prognoz pogody. Po zmontowaniu byłby to film horroru. Miny zapowiadaczy mówią wszystko, słowa dopełniają przygnębienie. Pogoda jest "okropna", "tragiczna", "zimna i deszczowa". Niże przyniosą opady, fronty atmosferyczne wymordują meteopatów. Mokre jezdnie spowodują masowe wypadki, wilgoć wywoła reumatyzm, a sucha, ciepła pogoda cierpienie alergików. Po prostu rozpacz.
Wystarczyło kilka dni deszczowych na początku czerwca, żeby pogodowa brygada telewizyjna ogłosiła klęskę tegorocznego lata. Pojawiły się ich zdecydowane opinie, że "lata nie będzie", że do końca wakacji wystąpią deszcze i chłody. Kataklizm, znikąd nadziei.
Jedni mówi, drudzy słuchają i wyciągają wnioski. Nad morzem i jeziorami pustki, w Grecji, Turcji i Hiszpanii tłumy. Gdyby w Polsce było elastyczniejsze prawo i sprawniejsze sądy, hotelarze i restauratorzy powinni zaskarżyć media i domagać się odszkodowań za propagandę pogodowej katastrofy.
Jest to część większej całości. Uwielbiamy być pokrzywdzeni, kochamy dostrajać się do smutnych nastrojów i przyłączać się do tych, którzy twierdzą, że wszystko jest do kitu.
Jest zapotrzebowanie na smutek, media więc go produkują. Nikt nie robi wysiłku, żeby pochwalić deszcz, który nad morzem inaczej pada niż w mieście. Wiatr też jest inny. Nikt nie odkrył atrakcyjności rozgrzania się przy kominku po spacerze na zimnie, przy dobrej kolacji, w przytulnym wnętrzu. Ma być upał, leżenie na zatłoczonej plaży albo nic. I każdy musi tak myśleć.
Na przyjęciu z okazji święta narodowego USA wyjeżdżający ambasador (szkoda, że już zakończył misję, był świetny) wygłosił jedno z najlepszych przemówień, jakie ostatnio słyszałem. Po polsku, oczywiście. Zapamiętałem fragment: "Przestańcie narzekać, tyle osiągnęliście, nauczcie się cieszyć z sukcesów, bądźcie optymistami. Polacy naprawdę potrafią".
Uśmiech do pogody
Tadeusz Jacewicz
Proszę sobie wyobrazić brytyjski podbój świata 200-250 lat temu. Z Portsmouth i Southampton wyruszały drewniane, skrzypiące krypy, napędzane topornymi żaglami.