Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Jabłowie Pałuckim stoi dwujęzyczny obelisk. Kto był u władzy, ten ustawiał swoją treść

Roman Laudański [email protected] tel. 052 32 63 125
Sołtys Edmund Słomowicz przy historycznym kamieniu w Jabłowie Pałuckim
Sołtys Edmund Słomowicz przy historycznym kamieniu w Jabłowie Pałuckim Fot. autor
Na drugim końcu - po niemiecku. Historia decydowała, który napis wystawał ponad ziemię.

- Nasza wieś pewnie jest starsza od państwa polskiego - przekonuje Edmund Słomowicz, sołtys Jabłowa Pałuckiego pod Żninem. - Na polach, tam pod wzgórzami, przed laty rolnicy wyorywali z ziemi jakieś kamienie, ale konserwator żaden tego nie badał. Ot, znaleziska wrzucono w bagna, by kłopotu sobie nie robić.

Nie ma życia bez drogi
Rodzina sołtysa Słomowicza (od strony mamy, czyli Niedbalskich) mieszka tu już ponad 300 lat. - Ja jestem z trzynastego, pechowego pokolenia, ale wnuczka już z pokolenia piętnastego - mówi sołtys i zapewnia, że niezwykle mocno przywiązany jest do tego miejsca na ziemi. Nawet przywiązany jest do tej drogi powiatowej (wcześniej wojewódzkiej), którą to mieli zalać asfaltem już w latach 70. ubiegłego wieku. Ale dziury i wyboje straszą do dziś. Biały kamień wysypany, czasem równiarka po nim przejedzie, ale już po pierwszym deszczu koła dziury wybijają. I to na byłym trakcie królewskim, byłej drodze wojewódzkiej, a obecnie powiatowej.

Bywa. No to 250 mieszkańców codziennie jeździ po tych dziurach, bo przecież do pracy trzeba jakoś dojechać. Czy znajdą się pieniądze na kawałek asfaltu, żeby ze wsi można było wyjechać?

Jacek Mazany, dyrektor Zarządu Dróg Powiatowych w Podgórznie rozwiewa złudzenia: - W 2010 roku nie będziemy mieli na to pieniędzy. 80 procent dróg powiatowych - i to ważniejszych - wymaga natychmiastowego wzmocnienia. Na to też nie mamy środków.

Jeśli pogoda trochę odpuści, to do Jabłowa Pałuckiego zawita równiarka. Na chwilę będzie lepiej.
A przecież jak nie ma drogi, to nie ma życia.

Zarosła pamięć kępą drzew
Dziś we wsi mieszka ok. 250 osób. Jest jeden sklep. Pobliski zakład mięsny zatrudnia 150 osób. Druhów z OSP nie ma, koło gospodyń wiejskich miało być, ale nie powstało, szkoła od dwóch lat zamknięta. Kiedyś we wsi stał stary dwór, w którym miała gościć królowa Jadwiga. Za to w byłym kościele mają świetlicę i to wyremontowaną. W ubiegłym roku przygotowali gwiazdkę dla 60. dzieci do szóstej klasy. A w tym roku urodziło się pięcioro, co jak na tak niedużą wieś, wróży dobrze na przyszłość.

Szukając drogi do sołtysa, zatrzymałem się przed sklepem i nawet nie wiedziałem, że w kępie drzew po drugiej stronie drogi, jest zaniedbany cmentarz z grobowcem ostatniego polskiego dziedzica, jego żony i córki. Córka - Salomea Broniszów - Trzebińska zmarła w wieku 13 lat. Ojciec, po sprzedaży za prawie pół miliona marek 10 tysięcy hektarów majątku Niemcom, zostawił dyspozycję, by pochować go w rodzinnym grobowcu. Tuż po wojnie cmentarz otoczony był murem z polnego kamienia, po którym nie został ślad. Pewnie kamień się komuś przydał na podmurówkę, podobnie zresztą jak duży krzyż czy inne nagrobki z cmentarza.

Przez dziurę w grobowcu było widać fragmenty cynowych trumien. W latach 70. trzech złodziei wyłamało fragment ściany i szukało kosztowności. Ludzie mówią, że Bóg zapamiętał i doświadczył złodziei.

Może ludzka niepamięć, przyzwolenie na zarastanie cmentarza, wynika z tego, że to cmentarz poniemiecki? Choć w wielu innych wsiach mieszkańcy zauważyli już, że w łańcuchu pokoleń, na tej samej ziemi gospodarzyły różne nacje. I pamięć o poprzednikach trzeba uszanować. Dlatego wycinają krzaki i drzewa, porządkują zaniedbane cmentarze. Jedni robią to spontanicznie, inni piszą projekty, by zdobyć na to trochę grosza.

W Jabłowie Pałuckim po prostu miniesz to miejsce.

- Oczyścimy cmentarz z samosiejek i krzaków - zapewnia Jacek Idzi Kaczmarek, burmistrz Łabiszyna. - Rozmawiałem już z antropologiem z Torunia i archeologiem z Bydgoszczy na temat zinwentaryzowania cmentarza. Na naszym terenie jest kilka podobnych. Tu Polacy i Niemcy żyli na jednej ziemi.

O polskość ziemi
Przed wiekami wieś otaczały bagna, ale przybyli w to miejsce osadnicy olęderscy, którzy znali się na osuszaniu bagien i budowie rowów melioracyjnych. Później, kiedy wieś kupili już Niemcy, ich osadnicy zjechali do rozparcelowanego majątku i zbudowali na początku XVIII wieku kościół, w którym najpierw modlili się kalwini, później staroluteranie i ewangelicy. Z miejscowych opowieści wynika, że staroluteranie postanowili szukać lepszego chleba za oceanem i wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych, gdzie do dziś mają duplikaty ksiąg parafialnych z Jabłowa. W 1903 roku kościół został zamknięty.

Sołtys wspomina, że kamień z napisem: "W obronie ziem niemieckich" stanął tu po Wiośnie Ludów.

- Różne kamienie w życiu widziałem, ale ten dziwny jakiś, fikuśny - uśmiecha się Edmund Słomowicz. Kamień jest długi, wąski i granitowy.

Jeśli ktoś nie wie, gdzie stoi, też go minie. Z tego miejsca przy dziurawej drodze roztacza się widok na wzgórza. Nad ścianą lasu wystaje wieża obserwacyjna. Pierwszą postawili Niemcy. W czasie powstania wielkopolskiego była świetnym punktem obserwacyjnym. W latach 60. ubiegłego wieku zawaliła się drewniana konstrukcja. I Polacy postawili nową.

Jak powstała II Rzeczpospolita, odwrócili też obelisk i wyryli na nim lata (1918-1919) jedynego zwycięskiego powstania w historii Polski - powstania wielkopolskiego. Z kilkunastu polskich powstańców, którzy przyszli tu z Gniezna, pięciu zginęło i zostało pochowanych, jeden obok drugiego na cmentarzu w Chomiętowie. Jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku nad ich grobami w święto zmarłych pełnili straż harcerze i zuchy.

Historia przestawia kamień
- Na 90. rocznicę wybuchu powstania przyjechało tu około 40 Niemców - wtrąca sołtys. Do I wojny światowej były tu tylko trzy polskie gospodarstwa. Ale po tej wojnie nie wszyscy Niemcy przyjęli polskie obywatelstwo. Jeśli nie przyjęli - musieli emigrować do Niemiec. Na ich miejsce przyszli m.in. płk Klimek, piłsudczyk, zasłużony za powstanie wielkopolskie oraz Kierczyńscy. Wojnę przeżyła tylko ich córka i syn, ponieważ wychowywali się gdzie indziej.

Sołtys zastanawia się, czy żyje jeszcze gdzieś rodzina płk. Klimka? Swojego nowego miejsca na ziemi szukali tu również Polacy, którzy dorobili się w Ameryce. Kupowali gospodarstwa także dotychczasowi mieszkańcy dzisiejszej Rzeszowszczyzny.

We wrześniu 1939 Niemcy kazali Polakom przekopać obelisk. Okupanci wyrzucili ze wsi Polaków. Sołtys opowiada jeszcze historię o polskich czołgach z tektury. Atrapy miało pozostawić polskie wojsko, które wycofywało się pod Inowrocław. Tekturowe tanki zatrzymały Niemców na dzień.

A po wojnie Polacy kazali Niemcom znowu odwrócić kamień. W styczniu 1945 roku prawie wszyscy Niemcy stąd uciekli. Jedyny, żonaty z Polką, pozostał w okolicy.

Zainteresowanie obeliskiem zapowiada również Jacek Idzi Kaczmarek, burmistrz Łabiszyna. Jak pogoda pozwoli, kamień zostanie wykopany, oczyszczony i posadowiony tak, żeby można było zobaczyć oba napisy: polski i niemiecki, bo to element regionalnej historii.

Zapamiętane historie
Skąd w sołtysie te wszystkie opowieści i zainteresowanie historią? - Wuj Stefan, brat mojej mamy dużo o tym wszystkim opowiadał. Zapewniał, że to wszystko kiedyś mi się przyda.

Pamiętam, że już w latach 70. był przekonany, że komuna padnie, choć inni mówili mu wtedy: dziadek, głupot nie gadaj! Aha, wspominał jeszcze, że kobiety będą chodziły w spodniach, mężczyźni zapuszczą długie włosy, a Chińczycy opanują świat. I co? Nie opanowali? Opanowali!

Dziwne te opowieści, jak i dziwne i poplątane były losy ludzi mieszkających na tej ziemi. Sołtys opowiada jeszcze historią polsko-niemieckiej pary, która spotykała się przy mostku. On - Polak zakochał się w Niemce. Ona, kiedy okazało się, że nie mogą być razem, odebrała sobie życie. Młoda, piękna dziewczyna. I mogło być tak, że on później pokochał Polkę, ożenił się z nią, a kiedy owdowiał, to regularnie odwiedzał grób swojej pierwszej miłości. Ale kto o tym dzisiaj pamięta?

A kto pamięta tabory, które zatrzymywały się w cygańskim lesie? Nawet kilkadziesiąt wozów. - Kiedyś Cyganka chciała powróżyć wtedy 18-letniemu dziadkowi, a on się nie zgodził - opowiada sołtys. - Na co ona powiedziała mu, że jego przyszła żona jeszcze się nie urodziła. I rzeczywiście, między dziadkiem a babcią było prawie 20 lat różnicy.

I już inna opowieść, tym razem o polskich czołgach, które w 1968 roku tędy szły z internacjonalistyczną pomocą na Czechosłowację.

- Pamięć jest nam bardzo potrzebna - podkreśla Edmund Słomowicz. - Od lat przyjeżdżają do naszej wsi Niemcy i Holendrzy. Nie ma roku, żeby ich nie było. Po co? To też jest ich historia. Nie tylko nasza. Gdyby nie wojna, to bylibyśmy dziś mocarstwem. A tak jedni niszczyli nas w czasie wojny, a w 1945 roku przyszli drudzy, którym też wszystko się przydawało. I co z nami było? Ale to historia. Tu się urodziłem, to miejsce kocham. Trzeba walczyć, żeby żyło nam się lepiej, żeby asfalty pojawiły się na naszych drogach.

A na to nie ma szans. Na razie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska