- Na pokazie filmów w "Adrii" można było obejrzeć tak różne kino, jak m.in. dramat Jerzego Skolimowskiego "Cztery noce z Anną", czy dokument muzyczny Carlosa Saury "Fado". Dlaczego właśnie te filmy zostały wybrane do pokazu?
- Chcieliśmy pokazać bydgoszczanom filmy, których nie można obejrzeć w multipleksach. Z jakichś względów kino artystyczne omija Bydgoszcz.
- Dlaczego tak się dzieje? W naszym mieście nie ma zainteresowania filmami niekomercyjnymi?
- To środowisko nigdy nie jest szerokie. Istnieje jednak grupa osób skupionych wokół magazynu "Moment", czy związanych z Wyższą Szkołą Gospodarki, którzy próbują organizować ciekawe imprezy filmowe. Przegląd "Never seen in Bydgoszcz" miał również pomóc zintegrować środowisko filmowe naszego miasta.
- Jak Bydgoszcz pod względem kultury filmowej wypada na tle innych miast?
- Bardzo słabo. Właściwie nie mamy żadnego kina studyjnego, a więc takiego, które proponuje ludziom kino alernatywne od prezentowanego w multipleksach. W Poznaniu czy w Toruniu istnieje już kilka takich sal mogących pomieścić do stu osób. To wstyd, że w Bydgoszczy nie ma jeszcze takiego kina.
- Jak miasto może pomóc w zaistnieniu u nas kina z "wyższej półki"?
- Bydgoski ratusz powinien wspierać tworzenie małych kin, w których nie rządzi komercja. Są plany miasta związane z lokalem po kinie "Orzeł". Nie chodzi jednak o stworzenie miejsca, gdzie będą odbywały się dziesiątki imprez kulturalnych, a tylko czasem zostanie pokazany jakiś film. Bydgoszcz potrzebuje kina studyjnego z prawdziwego zdarzenia.