Przeczytałem w "Pomorskiej" tekst Jacka Deptuły zatytułowany "Fortelik pana Ryszarda". Wraz z kolegą Witoldem postanowiliśmy - w myśl porzekadła - "póki nie zobaczę, nie uwierzę" - przekonać się na własnej skórze (a jak się później okazało - podniebieniu), czy Ryszard Czarnecki rzeczywiście mieszka w Bydgoszczy. I, jakby tego było mało, jego bydgoskie mieszkanie mieści się w biurze poselskim przy ulicy Długiej.
W gości nie można iść jednak z pustymi rękami. Po krótkim namyśle doszliśmy do wniosku, że najodpowiedniejszym wkupnym będzie pizza. To poczciwe włoskie danie nie budzi podejrzeń, ani dwuznaczności (które mogłyby wystąpić, gdybyśmy zdecydowali się na przykład na koniak).
Udaliśmy się zatem z gorącą i pachnącą pizzą na miejsce. Dokładnie o godzinie 21.45 zatrzymaliśmy się przed drzwiami biura poselskiego Andrzeja Walkowiaka przy ul. Długiej 9/2. Zadzwoniliśmy raz. Potem - drugi i trzeci. I nic. Domofon zwyczajnie milczał. Czyżby Pana Ryszarda nie było w domu? A już mieliśmy taką nadzieję, że ujrzymy w drzwiach zaskoczonego europosła. I wręczymy mu - tak z serdeczności, by wieczór weselej minął - naszą pizzę. Nie ma jednak tego złego. Z daniem poradziliśmy sobie sami.