Jestem bardzo ciekaw, jak w pruderyjnej Ameryce zakończy się afera z polskim księdzem Andrzejem U.
Nasz duchowny pełnił posługę w bostońskim kościele Matki Boskiej Częstochowskiej, a w wolnych chwilach... kolekcjonował i handlował dziecięcą pornografią.
Amerykańscy agenci wydziału ds. przestępstw internetowych zastawili na ks. Andrzeja pułapkę. Przez kilka tygodni... wymieniali się z 39-letnim duchownym dziecięcą pornografią, by wreszcie aresztować dobrodzieja. I nakryli go w kościele podczas surfowania po stronach dla pedofilów.
Kiedy diecezja zapłaci za niego kaucję, ks. Andrzej zostanie "zakuty" w elektroniczną obrożę, które uniemożliwi mu kontakt z, powiedzmy, wiernymi.
Historia byłaby dość banalna, gdyby nie fakt, że dobrodzieja aresztowała amerykańska, a nie polska policja, a dochodzenie prowadzić będzie prokuratura USA. Ks. Andrzejowi grozi parę ładnych lat więzienia, bo prawo USA jest w tych sprawach bardzo surowe. Podobnie, jak u nas, tyle że w Polsce są równi i równiejsi.
W ostatnim numerze "Newsweeka" red. Małgorzata Święchowicz, znakomita dziennikarka pracująca niegdyś w "Pomorskiej", napisała tekst o księżach - ojcach rodzin. Na znak protestu piszący tam felietony świętoszkowaty nudziarz i katolicki publicysta Szymon Hołownia zapowiedział, że przestaje pisać dla "Newsweeka" (red. Tomasz Lis powinien z tej okazji dać Małgosi wysoką premię!) ku uciesze tysięcy czytelników. Oburzyli się również nasi hierarchowie, którzy myślą, że jak się o księżach - tatusiach się nie pisze, to ich nie ma.
Kiedy doczekamy się czasów, gdy jakaś polska diecezja wyda następujący komunikat: "35-letni polski duchowny ks. Piotr Kaczorowski odchodzi z parafii w Inverness, aby skupić się na wypełnianiu swoich obowiązków rodzicielskich"? W taki sposób diecezja w brytyjskim Aberdeen pożegnała swego pasterza.
Czytaj e-wydanie »