https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Walczyć o swoje

Tadeusz Jacewicz

     Wielka polityka międzynarodowa, spotkania na szczycie, pałacowe wnętrza, kolumny lśniących samochodów, wytworne maniery, eleganccy panowie. Dla gapiów tłoczących się za wysokim ogrodzeniem jest to wielki, niedostępny, szlachetny świat.
     Wielki to on może być, niedostępny na pewno, ale ze szlachetnością bym nie przesadzał. W gabinetach, na poufnych spotkaniach w cztery oczy, w salach bankietowych toczy się cały czas wojna. O wpływy, o rynki zbytu, o dodatkowe przywileje dla siebie i utrudnienia dla innych. Walka o pieniądze. Dozwolone są wszystkie chwyty, a cel jest jeden. Zwycięstwo, jakimikolwiek metodami osiągnięte.
     Przez lata nie wiedzieliśmy o tych zasadach gry współczesnego świata albo udawaliśmy, że o nich nie wiemy. W różnych rozgrywkach międzynarodowych Polska była łatwą zdobyczą. No, może z wyjątkiem rokowań z Klubem Londyńskim w sprawie redukcji polskiego zadłużenia wobec banków prywatnych. Mieliśmy szczęście, że prowadził je Krzysztof Krowacki, człowiek o uchwycie buldoga i przebiegłości lisa. Uczestniczyłem bezpośrednio w tej wielomiesięcznej batalii i wiem, jakie napady wściekłości miewali nasi oponenci, kiedy ich argumenty trafiały w próżnię, a nasze dochodziły do celu. To była fajna, wysoko wygrana operacja. Dzięki niej każdy z nas jest dzisiaj o kilkaset dolarów bogatszy.
     Przez lata występowaliśmy w życiu międzynarodowym jako typ określany w literaturze anglosaskiej "country bumpkin" (wiejski naiwniak). Najłatwiej wydrenować kieszenie prostaczka, kiedy zachwycony jest sobą i uznaniem innych. Bywałem przy dziesiątkach wizyt oficjalnych na najwyższym szczeblu i nie pamiętam, żeby ktoś kiedyś sprzedał coś polskiego lub przynajmniej skutecznie upomniał się o nasz interes. Przeciwnie, podczas wizyt energicznie kupujemy. Ciesząc się, że gospodarze są tak serdeczni i że tak bardzo nas lubią. Pieniędzy zaś nie mamy na dzisiaj, nie mówiąc już o dniu jutrzejszym.
     Jak średnio urodziwa niewiasta na komplement, tak niecierpliwie i z utęsknieniem czekałem na sygnał, że coś się w tych sprawach zmienia. I doczekałem się. Premier Leszek Miller w ciągu ostatnich dni wielokrotnie podkreślał, że polski rząd będzie dbał o polskie interesy. Są już przykłady tego dbania. Ponad sto milionów zaoszczędzonych w kontrakcie w sprawie IACS (rejestracja zwierząt hodowlanych), miliard złotych wyciśnięty z koncernów farmaceutycznych, zatrzymanie rozpaczliwej w swoim bezsensie prywatyzacji PZU.
     Gra o własne, narodowe interesy jest priorytetem każdego sprawnego rządu i każdego ambitnego polityka. Pamiętam, jak w szczytach zimnej wojny, na początku lat 80., wybuchł konflikt między Londynem a Waszyngtonem. Margaret Tchatcher miała wtedy świetne stosunki polityczne z Ronaldem Reaganem, przyjaźnili się też prywatnie, kiedy nagle po obu stronach Atlantyku zaczęły padać twarde słowa. Poszło o zamówienie nowych pocisków powietrze-powietrze na uzbrojenie samolotów NATO. Amerykanie forsowali swoje "Sidewindery", Brytyjczycy usiłowali sprzedać "Rapiery". Przez wiele miesięcy prasa londyńska pisała o Amerykanach w tonacji moskiewskiej "Prawdy", pani premier miotała pioruny, a w zainteresowanych stolicach NATO dyplomaci obu stron ganiali jak akwizytorzy cudownego plastra na odciski, usiłując przekonać potencjalnych nabywców.
     Bardzo się cieszę, że zaczynamy rozumieć, o co w świecie chodzi. Twardziej gramy o swoje interesy. Grającym życzę samych sukcesów. To będą też nasze sukcesy - i nasze pieniądze.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska