Zmian nie wprowadzi się od ręki
Teoretycznie nawet w lutym rząd może ustalić nowe zasady waloryzacji emerytur: z procentowej na kwotową.
Jednak ZUS nie zdąży z przygotowaniem systemu do zmian. Ile na to potrzebuje?
- Moim zdaniem przyzwoitość nakazywałaby dać pół roku - uważa Jeremi Mordasewicz, członek Rady Nadzorczej ZUS, ekspert konfederacji pracodawców "Lewiatan". - To nie są zmiany, które w tak dużym systemie można wprowadzić od ręki.
W BIP ministerstwa pracy projektu zmian w ustawie jeszcze nie ma. Gdy powstanie musi być skierowany do konsultacji społecznych - trwa to około 3 tygodni.
W normalnych terminach parlament też potrzebowałby co namnije miesiąc, prezydent na podpisanie ma 21 dni, a zwyczajowe vacatio legis wynosi 14 dni. Wszystko wypada na styk z datą waloryzacji 1 marca.
A przecież ZUS potrzebuje jeszcze czas na wprowadzenie zmian w systemie informatycznym. Nie wspominając o tym, że zmiany też kosztują.
Trybunał pokazuje kierunek
O nowych zasadach waloryzacji zainteresowani nie powinni być też informowani na ostatnią chwilę. Tym bardziej, że przy waloryzacji kwotowej dla wielu emerytów będą to zmiany na gorsze.
Ale znamy przypadki, że ustawy uchwala się w tydzień.
- Nie bardzo widzę waloryzację kwotową - nie ukrywa Mordasewicz. - Rząd nie zaproponował konkretów, a do nich można się odnosić.
Zauważa, że zmiana zasad waloryzacji podkopuje podstawowa zasadę systemu: każdy dostaje tyle, ile wypracował, a waloryzacja musi utrzymać siłę nabywczą świadczenia. - Ponieważ wskaźnik waloryzacji to poziom inflacji i 20 proc. przeciętnego wzrostu płac, ewentualnie rząd mógłby zrezygnować z tych 20 proc. - uważa ekspert "Lewiatana". - Jeśli rząd zaproponuje inne rozwiązania, to mam nadzieję, że ma mocne uzasadnienie konstytucjonalistów.
O takie uzasadnienie będzie jednak trudno
Prof. Piotr Winczorek, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego mówi, że waloryzacja kwotowa jest konstytucyjnie wątpliwa.
- Od lat 90. ustabilizowane jest w tej materii orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego - podkreśla profesor. - Konsekwentnie prezentuje ono tezę, że waloryzacja jest niezbędna, powinna odbywać się co najmniej raz w roku i odzwierciedlać wzrost kosztów utrzymania, czyli podążać krok w krok za inflacją.
Każdy więc powinien dostać waloryzację przynajmniej na poziomie inflacji.
- Owe 20 proc. wzrostu płac można ewentualnie potraktować jako dodatek dla najuboższych emerytów - sądzi.
Z tym nie zgadza się Jeremi Mordasewicz. - Nie można prowadzić waloryzacji według różnych zasad, dla jednej grupy takie, dla innej inne! - podkreśla.
Jego zdaniem to, co rząd może zrobić dla najuboższych emerytów, to podnieść minimalne świadczenia. - To prawdopodobnie nie wzbudziłoby kontrowersji.