Natomiast piosenki na swoją cześć doczekał się też Kamil Glik, gdy z Torino najpierw awansował do Serie A, a później zakwalifikował się do europejskich pucharów. Został pierwszym kapitanem obcokrajowcem w historii klubu, otrzymując m.in. zaszczyt odczytania nazwisk piłkarzy legendarnego zespołu Torino, który zginął w katastrofie lotniczej w 1949 r.
Kamil Glik (Torino)

Zbigniew Boniek (Juventus)
W Turynie furorę robił też Zbigniew Boniek. W pierwszej połowie lat 80. wygrał z Juventusem wszystko, co mógł w europejskim futbolu. Ale przez późniejsze przejście do AS Roma część kibiców Juve straciła do niego sympatię. Choć to mało powiedziane. Gdy klub tworzył na promenadzie nowego stadionu aleję gwiazd i chciał na niej uhonorować Bońka, fani postawili weto, na którym stanęło.

Marcin Wasilewski (Anderlecht i Leicester)
Wracając do śpiewających kibiców, chwalebnych przyśpiewek doczekali się Marcin Wasilewski i Artur Boruc. Przypadek pierwszego jest tym bardziej wyjątkowy, że fani Anderlechtu i Leicester - wśród których nie brakuje takich, którzy wytatuowali sobie podobiznę Polaka - tworzą ekipę „Wasyl Army”, która odwiedzała charyzmatycznego obrońcę, gdy ten trafił już do Wisły Kraków. Nieważne jak i gdzie grał, najważniejsze, że na 100 proc. i z sercem.

Artur Boruc (Celtic Glasgow)
Z kolei Boruc został „Holy Goalie” („świętym bramkarzem”) kibiców Celtiku Glasgow. Oprócz świetnej gry m.in. w Lidze Mistrzów, zdobył ich serca prowokowaniem fanów Glasgow Rangers, czyli odwiecznego wroga. Część zachowań można było tłumaczyć wiarą (fani Celtiku to głównie katolicy, Rangersów - protestanci), bo nie zabroniono robić znaków krzyża czy nosić koszulek z papieżem. Ale już tatuowani nazwy klubu rywali na małpim tyłku można było uznać jazdą po bandzie.