"Watchmen: strażnicy". Film aktualny w dobie kryzysu

Ameryka, 1985 rok. Świat stoi na krawędzi wojny. Zegar Sądu Ostatecznego wyznacza poziom napięcia między USA a Związkiem Radzieckim. Zatrzymał się i stale pokazuje pięć minut do północy.

Super bohaterowie nie mają żadnych praw. Jedynie mała grupa cały czas pracuje na rzecz sprawiedliwości, ale pod ścisłym nadzorem rządu Stanów Zjednoczonych. Nocny Puchacz to teraz żaden twardziel, ale wymiękły grubasek. Ozymandiasz założył konsorcjum warte miliardy dolarów. Komediant pracuje dla rządu.

Tylko Rorschach nadal walczy z przestępczością. Jest i doktor Manhattan. To jedyny Strażnik, który ma prawdziwe super umiejętności. Kiedyś był naukowcem. Niestety, zdarzył mu się nieszczęśliwy wypadek w laboratorium i teraz jest wszechmocną błękitną istotą.

Rorschach, po tym, jak jeden z jego kolegów strażników został zamordowany, chce zabić spiskowców. Współpracuje ze swoim byłym legionem z doktorem Manhattanem na czele. Odkrywają spisek, który może mieć katastrofalne skutki na przyszłość. Strażnicy mają jedno zadanie: uratować świat.

Film jest ekranizacją komiksu "Watchmen: strażnicy" Alana Moore'a. Brytyjski autor tworzył go pod wpływem czasów, w których żył. W jego kraju premier Margaret Thatcher coraz częściej zaniedbywała zasady demokracji. Cały świat bał się, że Związek Radziecki odpali pociski nuklearne i zgładzi ludzkość.

Dziś, w dobie kryzysu gospodarczego, komiks Moore'a wydaje się znowu aktualny. Porusza podobne problemy. A to przecież tylko film.