Po trzech dniach, spędzonych w Krakowie i okolicach z programem, który zmęczyłby zawodowego sportowca, Jan Paweł II powrócił do Rzymu. "Żal odjeżdżać" - powiedział na pożegnanie. Miliony ludzi ten żal intensywnie podzielają. Ja dokładam do tego rozgoryczenie bardziej ogólne. Mieliśmy dziewięć wizyt papieskich w ciągu minionych 24 lat. Padały w ich trakcie ważne, wielkie słowa. Tego co mówił słuchaliśmy, ale nie słyszeliśmy. Zmarnowaliśmy szanse, jakie stworzył nam jeden z najwybitniejszych przywódców XX wieku.
Spożytkowaliśmy tylko pierwszą część pontyfikatu Jana Pawła II, kiedy walczyliśmy o wolność. Wpływ Ojca Świętego na rodzące się wówczas nowe elity polityczne Polski był ogromny. Wielki był też posłuch, jaki w sprawach Polski miał szef państwa watykańskiego u innych wielkich tego świata. To, że zmiana systemu pociągnęła w Polsce mniej ofiar niż niejeden letni weekend na drogach, jest wielką zasługą Ojca Świętego. Skłonił on do rozsądku i powściągliwości obie strony konfliktu, "Solidarność" i rząd PRL. Przełom nastąpił sprawnie, szybko i bezkrwawo. Zdobyliśmy podziw i poparcie świata.
A potem to zmarnowaliśmy. Klasyczna definicja mówi, że rewolucje pożerają swoich bohaterów. Polska pokojowa rewolucja nie pożarła żadnego, rozmnożyła natomiast cwaniaków, którzy rozdmuchali lub dorobili życiorysy rewolucyjne i wyznaczali sobie hojne apanaże. Grabież państwa i obywateli milcząco uznano za prawo zwycięzców.
Znikły z życia publicznego i prywatnego podstawowe kryteria i definicje moralności. Jan Paweł II powiedział, że w XX wieku wiele było w świecie nieprawości. Ciekaw jestem, ilu ludzi zrozumiało ten termin, który zupełnie wyszedł z użycia. Tak jak rzetelność, prawość, wielkoduszność, uczciwość. Dzisiaj te terminy pojawiają się głównie w nekrologach, określają ludzi, którzy odeszli i dotyczą jakichś zamierzchłych czasów.
Dzisiaj są modne i ważne nie "przymioty". O oszuście, który zmalwersował lub ukradł miliony mówi się z podziwem, że to zaradny człowiek. Prowincjonalny cynizm, kłamstwo i brak honoru to cechy powszechnie w życiu publicznym występujące, ale nie budzące potępienia.
Papież od lat apeluje o wprowadzenie jasnych zasad moralnych do działań publicznych i stosowanie ich w życiu każdego z nas. Czy ktoś to usłyszał, czy zastanowił się nad sobą, czy zmienił swoje życiowe wektory? Niewielu, jeśli ktokolwiek.
Zmarnowaliśmy szansę posłużenia się papieżem jako duchownym przywódcą Polski w latach budowania wolności. Uznaliśmy, choć nikt tego głośno nie powiedział, że jego rola przywódcza skończyła się wraz z upadkiem komunizmu. To był wielki błąd i wielka głupota. Papież kontynuował ofensywę dobra zwalczającego zło. Gdzie indziej go słuchano i wyciągano wnioski, w Polsce poprzestano na zapewnieniach o wierności i oddaniu.
Zmarnowaliśmy szansę wykorzystania wielkiego autorytetu papieża do tego, żeby ulepszyć siebie. Jeszcze jednak jest jakaś szansa krytycznej samooceny. Sprzyja temu ta piękna i wzruszająca wizyta. Czy ją wykorzystamy? Nie jestem, niestety, optymistą. Dotychczas byliśmy oddani, wierni - i głusi.
Wierni i głusi
Tadeusz Jacewicz