Stefan Cierniak, aptekarz z Sulmierzyc ożenił się z burmistrzanką z Krobi, Zofią Balcerek. Rzecz działa się w Wielkopolsce na początku ubiegłego stulecia. Po ślubie małżonkowie przeprowadzili się do Sulmierzyc. - Prawdopodobnie mieszkali tam dziesięć lat. Dziadek, farmaceuta z wykształcenia, właśnie w Sulmierzycach koło Krotoszyna założył pierwszą aptekę - _wspomina wnuczka Maria Schmidt-Lewandowska.
Apteka na rogu
Rodzina Cierniaków pojawiła się w Bydgoszczy na początku lat dwudziestych. W lutym 1922 r. dziadek pani Marii uzyskał koncesję na aptekę przy placu Piastowskim 25. Liczący 83 lata dokument (patrz zdjęcie i ramka) to jedna z tych nielicznych pamiątek, które pozostały po założycielu "Apteki Piastowskiej".
- _Początkowo mieściła się kilka posesji dalej. Nieco później dziadkowie kupili kamienicę na rogu ulicy Śniadeckich i Matejki, gdzie na parterze otworzyli aptekę. Pod tym adresem funkcjonuje do dziś - _opowiada pani
Stefanowi Cierniakowi nie było pisane długie życie; umarł w 1928 r., mając 46 lat.
Leki dla Polaków
Irena i Halina, córki Zofii i Stefana urodziły się jeszcze w Sulmierzycach. Najstarsza poszła w ślady ojca. W 1936 r. ukończyła farmację na Uniwersytecie Poznańskim.
- _Kiedy umierał dziadek, Irena, czyli nasza mama, nie mogła jeszcze przejąć apteki. Była za młoda, miała dopiero piętnaście lat. Babka Zofia zmuszona była zatrudnić farmaceutów. Krótko przed wybuchem wojny mama objęła aptekę, ale długo nie mogła cieszyć się pracą na swoim - _mówi Ewa Chodyna, druga córka Ireny.
Niemcy zajęli Bydgoszcz już 5 września. Wkrótce przejęli polskie fabryki, zakłady usługowe, sklepy. Irena mogła pracować w swoim zawodzie, ale w innych aptekach. Przez jakiś czas zatrudniona była wKujawskim.
- _Wiemy, że mama pomagała Polakom jak mogła. Dostarczała im leki, narażając siebie i swoich bliskich - _mówią córki.
**Sąd przywraca, władza odbiera
Koniec niemieckiej okupacji nie oznaczał, że rodzina Cierniaków mogła od razu wrócić na swoje. Niepewność, spowodowana pozostawaniem apteki pod Tymczasowymądem Państwowym dla Województwa Pomorskiego, skończyła się 16 sierpnia 1945 r. Tego dnia Sąd Grodzki w Bydgoszczy wydał "postanowienie o przywróceniu "Apteki Piastowskiej" przy ul. Śniadeckich 51 Zofii Cierniak, Irenie Schmidt z d. Cierniak i Halinie Cierniak".
- Babcia, mama i ciotka były współwłaścicielkami. Kazimierz, czyli nasz ojciec, z wykształcenia inżynier-mechanik, na jakiś czas zrezygnował z wykonywania zawodu i pomagał prowadzić aptekę. Interes się kręcił, ale niedługo. Przyszedł 1951 r._ - przypomina pani
Najpierw władza komunistyczna rozprawiła się z kułakami i fabrykantami, po czym sięgnęła po własność farmaceutów. Na podstawie ustawy z 8 stycznia 1951 r. apteki zostały przejęte w zarząd państwowy. Z dnia na dzień aptekarze i ich spadkobiercy zostali pozbawieni dorobku wielu lat. Kolejnego dramatycznego zakrętu nie doczekała Zofia Cierniak; umarła rok wcześniej.
koncesja na aptekę
"Panu aptekarzowi Stefanowi Cierniakowi, aprobowanemu dnia 15 czerwca 1907 r., udzielam pozwolenia na prowadzenie apteki przy placu Piastowskim l. 25 w Bydgoszczy. Wspomniany zobowiązuje się ściśle przestrzegać wszelkich obowiązujących i w przyszłości wydać się mających w Państwie Polskim przepisów.
W szczególności nie wolno koncesjonariuszowi wyznaczać następcy w myśl reskryptu z dnia 30 czerwca 1894 r."
Poznań dnia 22 lutego 1922
Zimą 1951 r. do aptek wchodziły tzw. trójki społeczne i oznajmiały: "Pan nie jest już właścicielem". Te słowa musiała usłyszeć również Irena Schmidt.
- Mama odczuła to bardzo boleśnie. Wyszła z apteki z torebką i... krzyżykiem, który łaskawie pozwolono jej zdjąć ze ściany i zabrać. Nie mogła nawet wziąć swoich książek. Musiała natomiast zapłacić za te leki, za które nie zdążyła uregulować należności w hurtowni - _córki przypominają najtrudniejsze dla matki chwile.
_Pozbawiona własności pracowała na państwowym. Najdłużej w Aptece Kolejowej; przez jakiś czas pełniła również obowiązki inspektora farmaceutycznego. Los sprawił, że doczekała nadejścia III Rzeczypospolitej.
Swoje wykupili
Niestety, szybko okazało się, że zmiana ustroju nie oznacza zwrotu majątków. Aptekarze, bądź ich spadkobiercy, chcąc wrócić na swoje, mogli wykupić apteki.
Maria: - _Zrzuciła się cała rodzina. Ja, siostra, brati mama. Wspólnym wysiłkiem otworzyliśmy własną aptekę.
_Dopiero wtedy okazało się, że z tego, co stworzył Stefan Cierniak, niewiele pozostało. Na parterze kamienicy przy placu Piastowskim, zamiast pięknych dębowych mebli, zastali regały wykonane z płyty paździerzowej.
- _Po przedwojennym wyposażeniu nie ma śladu. Gdy przez czterdzieści lat apteki pozostawały pod zarządem "Cefarmu" były urządzane na jedną modłę. Podejrzewamy, że tych mebli już nie ma. Pewnie trafiły do pieca - mówią zgodnie siostry.
Warszawa daje pozwolenie
Spośród nowych-starych współwłaścicieli "Piastowskiej" tylko Irena Schmidt mogła dostać koncesję. W rodzinie bowiem była jedyną farmaceutką. Żadne z jej dzieci nie zdecydowało się kontynuować zawodowych tradycji dziadka. Najbliżej tego fachu jest pani Ewa, chemik z wykształcenia.
W 1990 r. pozwolenie na prowadzenie apteki przyszło z Warszawy. - Mama bardzo cieszyła się, że doczekała nowej Polski. Jednego nie mogła zrozumieć, że aptekarze muszą ze sobą rywalizować. Uważała to za nieetyczne - _wspominają córki.
Irena do końca interesowała się apteką. Zmarła w 2004 r. Miała 91 lat.
Receptura musi być
Apteka, choć nowoczesna, musi również robić leki. Taką zasadę wyznawała córka Stefana. Wierne tej zasadzie są także jego wnuczki.
- Mama mówiła: "Receptura musi być". Apteki, które oferują tylko gotowe leki nazywała "butikami" . Dlatego w "Piastowskiej" pacjenci mogą również nabyć leki przygotowywane w aptecznym laboratorium.
Od piętnastu lat "Piastowska" pozostaje w rękach wnuków tego, który ją założył. Czy wśród następców znowu będą farmaceuci, pokaże przyszłość.
***
Zdjęcia pochodzą z domowego archiwum Marii Schmidt-Lewandowskiej i Ewy Chodyny. **
