Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybiegłam i wróciłam z piosenką. Rozmowa z INAH, toruńską wokalistką

Rozmawiała Monika Wieczorkowska
Karolina Orzeł jako Inah śpiewała w toruńskim klub
Karolina Orzeł jako Inah śpiewała w toruńskim klub Fot. Monika Wieczorkowska
Filigranowa wokalistka Inah o niezwykłym głosie. Uspokaja ją Bach. Swoją muzykę tworzy w czasie między zmywaniem a zakupami.

Inah i Sławek Uniatowski w toruńskim klubie Lizard King

www.pomorska.pl/kultura

Więcej informacji o kulturze na stronie www.pomorska.pl/kultura

- Co oznacza Inah?

INAH

Karolina Orzeł. Wydała płytę "Odsłona". Mieszka w Dzikowie pod Toruniem, ma dwie córki. Mąż Jakub jest wokalistą toruńskiego zespołu Bristol. Więcej informacji na oficjalnej stronie internetowej: www.inah.pl

- "Inah" to druga część mojego imienia, którą kiedyś uważałam za gorszą. Karolina czyli "Ina". Przyjaciele często mówią do mnie po prostu "Karol".

- Odcięłaś zatem męski pierwiastek swojego imienia i rozwinęłaś kobiecy.
- O, tak. Stwierdziłam, że ta nieużywana część mojego imienia, to właśnie część mojej osobowości, która jeszcze nie została odkryta, a której warto poświęcić trochę pracy i czasu, by zobaczyć, co tak naprawdę skrywa. Od przyjaciela z Izraela dowiedziałam się, że Inah po hebrajsku znaczy: rozjaśniać, rozświetlać. Czegóż chcieć więcej?

- Skąd czerpiesz inspiracje?
- Inspiruje mnie wiele rzeczy. Między innymi przyroda. Chodzę często do lasu i tam szukam natchnienia. Znajduję je też przy codziennych obowiązkach. Jeśli chodzi o dźwięki, to dużą inspiracją jest dla mnie Jan Sebastian Bach. Chociaż moja muzyka nie ma z Bachem wiele wspólnego, potrzebuję go słuchać, aby pewne rzeczy porządkował. Bym mogła zajrzeć w głąb siebie i odkryć to, co jest charakterystyczne dla mnie, czyli akurat nutę wschodnią, klimaty bałkańskie, a także żydowskie. Może w przeszłości było tego więcej, ale teraz mam nowy skład zespołu i tak się jakoś złożyło, że zaczynam płynąć w jeszcze innym kierunku.

- W jakim?
- Ostatnio uderzam w bardzo sentymentalny nurt, mocno osobisty. Piosenki są melodyjne i przypominają o czymś, co kiedyś było i zostało w muzyce zapomniane. Dzisiaj stawia się na dynamikę.

- Jedną z piosenek dedykujesz ze sceny swoim córeczkom. Pisałaś ją z myślą o nich?
- Tak, dla Sary i Estery. Napisałam ją w lesie, chociaż właściwie to zaczęła się "przy garach". Poczułam, że mam natchnienie i muszę szybciutko wyjść z domu, żeby to zarejestrować. Ubrałam dresik, wybiegłam i wróciłam z piosenką.

- Piosenki zaskakują cię podczas prozaicznych codziennych czynności, a w tekstach dotykasz spraw metafizycznych.
- Właściwie tak, i jest w nich też często poszukiwanie Boga. Absolutu. To nie jest muzyka chrześcijańska. Nie daję nikomu żadnych odpowiedzi, bo sama ich nie mam. Zwyczajnie szukam i próbuję odkrywać.
Czasami jest tak, że piszę utwór i on się wymyka ze zwykłej zmysłowości. Mam wrażenie, że stykam się z czymś transcendentnym.

- Jaki wpływ na brzmienie twojej muzyki mają ludzie, z którymi pracujesz?
- Przy pierwszej płycie o wszystkim decydowałam ja i Sasza Grygor - cymbalista i kompozytor z Ukrainy. To było bardzo, bardzo nasze. Dokładnie to, co chcieliśmy robić. Potem nasze drogi się rozeszły. Nie wiem, czy szczęśliwie, czy nieszczęśliwie. Mieszka za daleko, pracuje, muzykuje.
Prócz Olyxandra Grygora miałam też przyjemność i zaszczyt pracować z Piotrem Baronem, saksofonistą jazzowym, który gościnnie zagrał na mojej płycie "Odsłona" i który, będzie ze mną koncertował w tym roku. Piotrek bardzo dużo wnosi do zespołu, bo jest muzykiem światowej sławy i szczerze mówiąc sama nie byłabym na tyle śmiała, by mu zaproponować współpracę. Szczęśliwie się złożyło, że to on pierwszy wyciągnął do mnie rękę. Myślę, że chce pomagać młodym muzykom się rozwijać.

- Masz teraz nowy skład.
- Przyszedł kolejny etap w moim życiu, by spróbować współpracy z muzykami z Torunia, ponieważ na dłuższą metę współpraca na odległość była bardzo męcząca. Ciągłe wyjazdy na Ukrainę i na południe Polski, bo często tam mieliśmy próby. Przy małych dzieciach ciężko było wszystko pogodzić. A teraz mam zespół na miejscu. Oprócz cajonisty.

- Tak zróżnicowane instrumentarium to rzadkość - cajon, cymbały węgierskie…
- Chciałabym wykorzystywać więcej pięknych i zapomnianych instrumentów. To wynika z moich inklinacji w kierunku wschodnim. Najpierw zafascynowała mnie muzyka żydowska. Bardzo odpowiada mi brzmienie akordeonu, podobają mi się również skrzypce, ale nie znalazłam takiego muzyka, z którym mogłabym współpracować. Tu nie chodzi ani o jazzmana, ani o klasyka. To musiałby być ktoś, kto bardzo dobrze czuje wschodnie melizmaty. Będzie się w tym poruszał lekko i swobodnie oraz nas inspirował. Chcemy mieć absolutną pewność, co do kolejnej osoby, dlatego się nie spieszymy.

- Trudno dowodzić taką gromadą mężczyzn?
- Trudno. Czasami jest tak, że to oni dowodzą mną, gdy zaczynam się rozdrabniać na czynniki pierwsze i jakoś zbierają mnie z powrotem do kupy. A czasami jest tak, że to ja trzymam mocno ster i pokazuję, że ostatnie zdanie należy do mnie. Ale z mężczyznami pracuje się przyjemnie, są zupełnie różni od kobiet i chociaż z tego powodu wynikają jakieś drobne nieporozumienia nie mamy problemów z komunikacją.

- Kiedy związałaś swoje życie z muzyką?
- Od zawsze chciałam być, jak to mówiłam, "śpiewaczką". Jako mała dziewczynka zaczynałam w domu występy rodzinne. Miałam tę pasje w sobie, bo moi dziadkowie i pradziadkowie muzykowali, a nawet robiło się w mojej rodzinie instrumenty. Ale potem, jako nastolatka, tę pasję zgubiłam, zapomniałam o niej. Z czasem pojawił się we mnie coraz większy głód i pewnego dnia obudziłam się przekonana, że śpiewanie jest moim przeznaczeniem. Muszę wyjść jemu naprzeciw i stanąć na właściwej drodze.

- Jak godzisz bycie matką, żoną i kobietą pracującą zawodowo z życiem scenicznym?
- Trzeba śpiewać codziennie. Gdy rano wstaję, muszę pamiętać o tym, by zdążyć oporządzić dom, dzieci wyprawić do szkoły, zrobić obiad, załatwić sprawy firmowe i znaleźć czas na śpiewanie.
Wstaję wcześnie, wypijam szklaneczkę wrzątku i ćwiczę przez pół godziny. Żmudnie ćwiczenia głosu, nieprzyjemne do słuchania. Później jest czas na konieczne czynności związane z prozą dnia codziennego: pracą, dziećmi, zakupami, pomoc w odrabianiu lekcji… Obowiązków mam wiele i już o 21. padam na twarz.

- Tworzycie muzykalną rodzinę.
- Tak, ale jesteśmy z dwóch zupełnie różnych światów. Zaczynaliśmy razem jako nastolatkowie. Miałam okazję znaleźć się z moim przyszłym mężem w grupie bardzo młodych ludzi, którzy pisali utwory, każdy z nas coś tworzył, to było naturalne, jak oddychanie. Chodziliśmy z wiatrem we włosach, pisaliśmy muzykę, potem zjeżdżaliśmy się razem i graliśmy, czy dla publiczności, czy też sami ze sobą i dla siebie.
Później nasze gusta muzyczne zaczęły się różnicować. Każdy odchodził w swoją stronę. Mój mąż, Kuba, interesuje się brit-popem z elementami rocka. Jestem świadkiem jak powstają utwory, które pisze. Fascynuje mnie to, chociaż nie słucham takiej muzyki.

- Jesteście swoimi pierwszymi surowymi krytykami?
- Czasami, kiedy piszemy utwory, wołamy siebie nawzajem, żeby posłuchać, czy to jest właśnie to, czy jeszcze nie. Czasem Kuba prosił mnie, żebym zaaranżowała mu chórki. Siada z gitarą i je robimy. Uzupełniamy się jak najbardziej.

- Dzieci idą w wasze ślady?
- Córeczki są muzykalne. Śpiewają bardzo dużo w domu. W szkole mniej się udzielają.
Błagają czasem, żebyśmy przestali, bo z mężem śpiewamy jeden przez drugiego i mam świadomość, że trudno być dzieckiem dwojga śpiewających rodziców. Mój tato też kiedyś dużo śpiewał w domu i pamiętam, że bardzo mnie to denerwowało, choć ma ładny głos. One też potrzebują spokoju i często aż o ten spokój błagają. Ale gdy jest jakiś koncert czy ukaże się artykuł w gazecie, to dzieci pękają z dumy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska