
Wydaje się, że w sezonie zasadniczym było za dużo tych pięciosetowych meczów. Potraciliście wiele punktów i zamiast skończyć ligę na drugim miejscu, a nawet ją wygrać to byliście dopiero na czwartej lokacie.
Nie uważam tak. Pierwsza liga jest bardzo wyrównana, każdy chce wygrywać i walczy o swoje. Oczywiście sezon zasadniczy jest bardzo ważny, ale play off to jest zupełnie inne granie. Powtarzam, że nie byliśmy wiele gorsi od ekipy z Bielska-Białej. Wiem, że teraz to oni się cieszą, a my smucimy. Jednak taki jest sport: ktoś musiał wygrać, ktoś musiał przegrać. Jesteśmy źli na siebie, bo niewiele nam brakowało, by ich pokonać. Gdybyśmy dwa razy dostali po 0:3, to byśmy tak się nie przejmowali.

Ciężko było się zmobilizować na mecze o trzecie miejsce?
Oczywiście, że tak. W głowie cały czas jest myśl, że nie spełniliśmy naszego celu. Jednak powiedzieliśmy sobie, że trzeba zrobić wszystko, by sezon pożegnać zwycięstwami i zdobyć brązowe medale. Udało się i powtórzyliśmy wynik sprzed roku.

Co trzeba zrobić, by w końcu wrócić do elity?
Spróbować jeszcze raz w myśl przysłowia: „do trzech razy sztuka” (śmiech). A poważnie.. być cierpliwym. Już mówiłem, że ta liga z roku na rok jest coraz mocniejsza, ma swoją specyfikę, do której trzeba się przyzwyczaić. Jest 30 meczów do rozegrania, potem play off. To nie jest tak, że jak ktoś spadł z Plus Ligi, to zaraz ma do niej wrócić. BBTS chyba pięć razy podchodził. Gwardia Wrocław po spadku już do elity nie wróciła. Wierzę, że nam się uda. W jakim składzie - to już pytanie do szefów klubu.

Michal Masny skończył karierę. Pan też już ma swoje lata. Nie myślał pan, by pójść w jego ślady?
Miskin tak sobie to zaplanował i tak zrobił. Poza tym on jest starszy ode mnie (śmiech). Dopóki mam zdrowie i jeszcze mi się chce, to będę grał. Na razie nie planuję zawiesić butów na kołku.