https://pomorska.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Wygrał, bo kłamał

Janina Paradowska Autorka jest publicystką tygodnika "polityka"
W potężne kłopoty popadł premier Węgier, gdy wyemitowano nagranie jego przemówienia podczas spotkania kierownictwa jego partii. Premier nie owijał w bawełnę i powiedział, że rządząca ekipa niczego w ostatnich latach nie zrobiła, że wygrała wybory dzięki kłamstwom i tak naprawdę chodziło tylko o władzę, a kraj znajduje się w zapaści.

Ta prawda okazała się tak dramatyczna, że Budapesztem zaczęły wstrząsać zamieszki, organizowane wprawdzie przez ugrupowania skrajne, z udziałem tzw. elementu chuligańskiego, który ruszył na rozbój. Sytuacja polityczna uległa destabilizacji. Polscy komentatorzy zaczęli się natychmiast zastanawiać, czy Polsce nie grozi podobny wariant.

Otóż sądzę, że nie grozi i właściwie dziwię się naiwności Węgrów, którzy zamiast docenić akt odwagi premiera, który uznał, że trzeba wreszcie powiedzieć - kłamaliśmy, doprowadziliśmy do zapaści, trzeba to sobie wreszcie jasno powiedzieć i wziąć się za reformy, odkryli jedno, że politycy kłamią. W Polsce nic takiego by się nie zdarzyło, bowiem do tego, że politycy mijają się z prawdą (użyję tu bardziej delikatnego określenia) jesteśmy po prostu przyzwyczajeni. Tak bardzo, że chyba niewielu już zwraca uwagę na obietnice. Kto bowiem wierzy w te tysiące kilometrów autostrad, w trzy miliony mieszkań czy w wielką odnowę moralną, która na razie polega na tym, żeby umniejszyć zasługi nawet najbardziej zasłużonych?

Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do tych, którzy mówią nieprawdę, że nawet nie lubimy tych, którzy od prawdy nie chcą odstąpić. Bardzo pouczający jest tu przypadek prezesa NBP Leszka Balcerowicza, któremu sporo można zarzucić - zwłaszcza zaś niewielką dbałość o swój wizerunek. Nie można mu jednak zarzucić kłamstwa. Otóż Balcerowicz należy do tych nielicznych polityków (a można ich zliczyć na palcach jednej ręki), którzy mówią prawdę. Dlatego nie nadawał się na szefa partii. Nie miał tej giętkości i skłonności do składania obietnic bez pokrycia. Balcerowicz zawsze mówił prawdę prosto w oczy, nawet gdy były to prawdy niepopularne. I co? Czy naród docenił? Ależ skąd, naród w znacznej części uważa Balcerowicza za źródło swoich nieszczęść. Lubi za to tych, którzy z prawdą się mijają, obiecują i poniewierają tymi, którzy mówią prawdę.

Gdyby więc Leszek Balcerowicz kłamał, kłaniał się nisko jakiejś sejmowej komisji śledczej, zaufanie społeczne do niego zapewne by wzrosło. Przecież nawet poważni publicyści pisali i mówili: powinien przyjść przed komisję i powiedzieć prawdę, a zapewne by wygrał pokazując swoją kompetencję. Ci publicyści w drugim zdaniu pisali oczywiście, że komisji prawda nie interesuje, a więc o co chodzi? Miał przychodzić po to, by go znieważano? Przecież wygrywa się wtedy, gdy się kłamie. Powiedział to wyraźnie premier Węgier, nasi politycy tego nie mówią głośno, ale właśnie to robią. Ale nie ma też co ukrywać: lubimy być okłamywani, mamieni wizjami łatwego życia i sukcesów, a także obietnicami, że bez pracy będą kołacze.

Po co ten sielski obrazek zakłócać jakąś prawdą?

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska