Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek w kopalni wysłał go na emeryturę. A on ruszył w świat

Roman Laudański, [email protected]
Hajer pod Ostrą Bramą. Do Soczi jeszcze daleko. O swoich podróżach opowiadał podczas Festiwalu Podróżników w WSG.
Hajer pod Ostrą Bramą. Do Soczi jeszcze daleko. O swoich podróżach opowiadał podczas Festiwalu Podróżników w WSG. archiwum prywatne
Po świecie najpierw jeździł stopem. Później, kiedy okazało się, że ma zaawansowaną pylicę, Mieczysław Hajer Bieniek przesiadł się na rower. Kiedy obiecuje, że dojedzie z Polski do Tybetu, to trzeba mu wierzyć. Dojedzie!

Choć wycięli mu właśnie kolejny kawałek płuca z kopalnianym kamieniem, to on i tak będzie dalej podróżował.

W 1999 roku na głębokości 620 metrów przysypało Mieczysława Bieńka, górnika od 27 lat. Jedenaści dni był nieprzytomny. Kolejne operacje. Miesiące w szpitalach. Do końca życia tabletki rano i wieczorem.

- Tak byłem wkurzony na świat, że jak zobaczyłem reklamę: Warszawa - Moskwa - Delhi, to postanowiłem: Kurde, polecę do Indii! - wspomina Mietek I tak zrobił. Wykupił przelot. Żonie powiedział, że tak jest wkur... na świat, że musi coś ze sobą zrobić. W Beskidy pójdzie, po górach pochodzi. Przez kilka dni. Wsiadł do samolotu i poleciał do Indii. - Na lotnisku pomyślałem, że ponad miliard Hindusów przyszło na moje spotkanie. W szoku byłem - śmieje się głośno. - Ja pierdzielę! I coś ty głupi ciuliku zrobił - podsumował, jak to Ślązak.

Nie znał ani słowa po angielsku, ale musiał sobie radzić. Po trzech dniach stanął przed budką telefoniczną i zadzwonił do domu: - Nie gniewaj się na mnie, ja nie jestem w górach, ale poleciałem do Indii - wyznał ślubnej. W słuchawce zrobiło się cicho, a po chwili żona poprosiła: - Nie pij więcej gorzały. Tabletki bierzesz...

No to następnym razem odezwał się po kilku miesiącach, tak przynajmniej zapewnia. Przez pierwsze trzy tygodni podróżował wystraszony, ale spotkał fajnych ludzi. M.in. Annę Czerwińską, alpinistkę i himalaistkę, która postawiła go tam do pionu. Po sześciu miesiącach wrócił do domu, zaczął uczyć się języka angielskiego, a za resztę odszkodowania za utratę zdrowia - odwiedził Tajlandię i Laos. - I jak w każdej bajce - skończyły się pieniądze - uśmiecha się Mietek. - Ale chęć podróżowania była już u mnie taka, że zawziąłem się, ale musiałem dalej podróżować! Bywało, że podróżował autostopem przez dziewięć miesięcy. Nawet na Papuę-Nową Gwineę.

- Padłem przy malarii, dondze, chorób złapałem dużo, ale objechałem kawał świata - mówi. Mieczysław Hajer Bieniek nie usiedzi teraz spokojnie w jednym miejscu. Gna go po świecie. Przydomek wziął się z tego, że w wieku 21 lat awansował - kopania wysłała go na kurs górników strzałowych - czyli hajerów. W sklepie, za ladą, popatrzyła na niego blondyna i mówi: - Synek, jaki tyś jest piękny, jak mi się podobasz. Przyjdź do mnie w sobotę do domu. Pojechał do Marysi. Jej mama pyta: - A co pan robi? - Na kopalni fedruję. Będę hajer.

Także babci strasznie się ten hajer spodobał. Przenocował u Marysi w kuchni i.... resztę pomińmy. Od tego czasu przedstawia się jako: Hajer. Najważniejsze na Śląsku jest to, że jak chłop dożywa pięćdziesiątki, to musi zrobić imprezę. Zaprasza całą rodzinę, stawia gorzałkę, ale on chciał zrobić coś dla siebie. Pojechał autostopem do Dalajlamy. Napisał to na kartonie i stanął przy wylotówce w Katowicach. - Kierowcy na mój widok pukali się w czoło - przypomina. - Ale jeden zatrzymał się i zapytał: - Dokąd naprawdę pan jedziesz? - Do Dallajlamy. - O kur..., do Rzeszowa zabiorę. Wsiadaj pan! Tak rozpoczęła się wielka podróż przez Rosję, Chiny, Pakistan, Afganistan (tu talibom spalił chatę, o czym za bardzo nie chce opowiadać, ale opisał to w książce).

Dalajlama zapytał: dlaczego przyjechałeś do mnie? - Bo jesteś dobrym człowiekiem - odpowiedział. Dziś przyznaje, że nie miał gotowej odpowiedzi. Ta podróż trwała siedem miesięcy. Kiedy nie miał pieniędzy, to szedł ponad trzy miesiące przez Afrykę. - Chęć poznawania Czarnego Lądu była silniejsza ode mnie - opowiada. Amerykę Południową przebył z sumą niespełna 300 dolarów.

Przed kilku laty wylądował w szpitalu. Doktory zapytały go, kiedy miał robione badania płuc? - No jak kiedy - przed wypadkiem - powiedział były górnik. Trafił na szczegółowe badania i usłyszał słowa jak wyrok: 40 proc. kamienia na płucach - pokopalniana pylica. - Panie Mietku, teraz kapcie, pilot i telewizor - poradziła mu lekarka.

Niedoczekanie! Córka kupiła mu rower. Postawił go na balkonie, a rano już go nie było. Ukradli. Kupił nowy. Po przejechaniu 20 - 30 kilometrów chciał wyrzucić ten wynalazek, ale z każdym dniem jeździł dłużej i dłużej, aż w Rosji - uciekając przed niedźwiedziami - w ciągu doby przejechał 320 km! Pojechał rowerem do Albanii i Rumunii. Spodobało mu się. Wymarzył sobie naprawdę daleką podróż. Padło na Władywostok. W Krakowie nie chcieli mu dać wizy. Ktoś mu podpowiedział: - Jedź do Armenii, tam dostaniesz. Bułgaria, Turcja, Gruzja, wreszcie Armenia. Urzędniczka kazała mu biegać po urzędach, ale nie po to, żeby coś załatwić, tylko chciała się go pozbyć.

- Jak mi pani nie chciała dać wizy, to po co goni mnie pani po całym Erewaniu?! - zapytał, mocno już wkurzony. Odpowiedziała - mniej więcej - że jak się nie ma pieniędzy, to się w domu na dupie siedzi. Hajer skomentował krótko: no, co za pi...

Skuty, aresztowany, z podbitymi oczami opuścił areszt. Wrócił do kraju, ale za wyprawą do Rosji tęsknił. Kiedy usłyszał o olimpiadzie w Soczi, pomyślał, że będzie to świetna okazja do wizyty. Złożył papiery w Krakowie. Odrzucili podanie, bo w systemie był już odnotowany, że nigdy do Rosji nie wjedzie. Wkurzony wrócił do domu, napisał list do Putina.

Wreszcie doczekał się telefonu z ambasady, że ma przyjechać po wizę. Przejechał przez przejechał kraje nadbałtyckie. Promem z Tallina dopłynął do Helsinek. Przez Finlandię wyruszył do granicy z Norwegią. A tu coraz zimniej, temperatury minusowe. Wkładał na siebie wszystko, ale nie miał grubych butów. Prawie odmroził sobie palce u nóg. Robił onuce ze starych map i worków foliowych. Uratował palce. Rosjanie trzymali go na granicy pięć godzin. - Dlaczego? - zapytał. - Bo od tygodnia nic nie jechało. Pogadać chcemy. W Murmański rozbił się obok wiecznego ognia koło ojczyźnianego pomnika, zwanego przez miejscowych "Aloszą". Przyszło stu mieszkańców. Pytali: kto i po co? Odpowiedział: - Polak, pomnika przyjechałem pilnować. A pomnik to 500 ton betonu i stali. Sława o Polaku jadącym rowerem przez Rosję do Soczi rosła. Zaprosili go do teatru. Tam wywiady, telewizja, a jego zdjęcie wisi (obok Miedwiediewa) do dziś. I prosili go jeszcze, by dalej nie jechał, bo niedawno niedźwiedzie rozszarpały czterech Rosjan. Uparł się, że pojedzie. Na drogę dostał krzyż i święty obrazek z cerkwi. Leśniczy uprzedził, żeby tylko nie patrzył niedźwiedziowi w oczy. No i nie uciekał...

Przeczytaj także: Afryka dzika dawno zdobyta, czyli losy Kazimierza Nowaka - podróżnika, który samotnie w latach 30. XX wieku zdobył Czarny Ląd

Jak wsiadł na rower, to przejechał 320 kilometrów w ciągu doby. Jechał, spadał, wdrapywał się na siodełko. Jechał, spadał... - jak kaczka z kreskówki. Uciekał przed niedźwiedziami. Innym razem zatrzymała go drogówka i domagała się stu euro za brak tablicy rejestracyjnej przy rowerze. Zagroził, że zadzwoni do Moskwy, bo wystarczy popatrzeć na wizę, by zobaczyć, kto go zaprosił. Milicjant zamieszał w kieszeni, dał mu tysiąc rubli i uprosił, żeby nigdzie nie dzwonił, tylko jechał dalej. Hajer uznał, że jest jedyną osobą, która zamiast dać łapówkę - dostała ją od rosyjskiej milicji! Cud, po prostu!

Dojechał do Soczi. Przypomina, że kiedyś, pod walącą się chałupą, zapytał starszego mężczyzny, czy u niego w ogrodzie może namiot rozbić? - A co by powiedzieli sąsiedzi. Chodź do domu. Dziadek wyciągnął bielusieńkie prześcieradło pachnące lawendą. Do trumny je trzymał. Ale przyjechał taki gość, że mu pościeli.

- Podzielił się ze mną jedyną wartościową rzeczą, taka jest Rosja - opowiada Hajer. Innym razem dostał gościnę, bo był sam. - Dwóch mogłoby w nocy telewizor wynieść - podsumowali gospodarze. Dla niego podróżowanie jest walką ze słabościami. Wie, że gdybym siadł na tyłku, to już by go nie było. Nie usiądzie, bo za dużo jest fajnych miejsc w świecie. Ale wszędzie najważniejszy jest człowiek. Po to podróżuje, żeby zobaczyć, jak żyją inni. Są ciekawi, dobrzy, tylko trzeba im zaufać, otworzyć się. Już opowiada o Kazachstanie, do którego zaraz pojedzie. Może dojedzie do Tybetu? Jak mu nie wierzyć?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska