https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zakład zamknięty

Katarzyna Piojda
Jerzy Drożdż wierzy, że dla krawców nastaną  lepsze czasy
Jerzy Drożdż wierzy, że dla krawców nastaną lepsze czasy Jarosław Pruss
Bieliźniarki, gorseciarki, kaletnicy? Takich zawodów w Bydgoszczy już prawie nie ma.

     Mały zakład krawiecki w piwnicy jednorodzinnego domu na Bartodziejach. Czysta podłoga, odnowione ściany. Centralne miejsce zajmuje wielka maszyna do szycia. Obok niej leżą nici, naparstki, krawiecka miara i nożyce. Na półkach widać poukładane materiały, a na wieszakach - już uszyte garsonki i garnitury. - Ten zakład prowadzę prawie dziesięć lat - mówi Jerzy Drożdż, właściciel zakładu.
     Zmienna moda
     
Pan Jerzy już prawie pół wieku jest krawcem. Najpierw był przez 15 lat kierownikiem krawieckiej Spółdzielni Pracy "Moda". Kierował 15-osobową załogą. Wtedy nie było jeszcze nowoczesnych maszyn do szycia, a nici często pękały. Ale klientów było sporo. Przyjeżdżali z całego województwa, żeby właśnie w "Modzie" uszyć sobie garsonkę na przyjęcie albo garnitur do ślubu. Później, kiedy w mieście otwierano kolejne sklepy odzieżowe, do spółdzielni pana Jerzego zaglądało coraz mniej osób. - Firma w końcu upadła - opowiada bydgoszczanin. - Otworzyłem własny zakład, właśnie ten na Bartodziejach. Na początku nie było źle: rocznie miałem tysiąc zleceń, nawet z Ameryki, Australii i Afryki - wspomina. - To nie to, co teraz. Dzisiaj na klienta trzeba czekać tygodniami.
     **_Żale kaletnika
     Nie tylko u krawców jest pusto. Kaletnik ze Śródmieścia odziedziczył firmę po ojcu, naprawia torebki i walizki od 15 lat. Planuje jednak zamknąć zakład. - _Na same opłaty co miesiąc muszę przeznaczać ponad tysiąc złotych, a zarobię o jakieś trzysta więcej. Za co mam wyżywić trzyosobową rodzinę? _Płakać mu się chce, gdy przez cały dzień, osiem godzin, do jego zakładu nie przyjdzie ani jeden klient.
     
Cena za oczko
     **Gorseciarki, bieliźniarki, hafciarki, repasaczki pończoch też nie mają powodów do zadowolenia. - _Reperowałam rajstopy paniom z całej Bydgoszczy
- wspomina była właścicielka punktu repasacyjnego w Fordonie. - Miałam stawkę za jedno podciągnięte oczko. Klientki płaciły najwięcej za naprawę brązowych rajstop, bo tyle było odcieni brązu, że sama się w tym gubiłam. Za czarne płaciły najmniej. Teraz wcale nie płacą - pięć lat temu zamknęłam firmę. _Dziś już nawet starsze kobiety nie naprawiają rajstop. Wolą kupić nowe w markecie. Za jedną parę zapłacą złotówkę.
     Hanna Fajfer , kierownik Cechu Rzemiosł Włókienniczych i Skórzanych w Bydgoszczy, zna trudną sytuację rzemieślników. - _Pod koniec lat 80. do naszego cechu należało ponad 800 właścicieli zakładów, teraz zostało zaledwie 50 - mówi. Pozostali rzemieślnicy musieli zamknąć interesy, bo ludzie przestali przychodzić. Ci, którzy przetrwali, zastanawiają się, jak związać koniec z końcem._
     
Jest nadzieja
     Drożdż pociesza się: - _Zawsze może być gorzej. Są na szczęście i tacy, którzy ubierają się u mnie od czterdziestu lat. Pewien Anglik, za każdym razem, kiedy przyjedzie odwiedzić rodzinę w Bydgoszczy, zawsze mnie odwiedza i zamawia garnitur na miarę. Dla takich ludzi szyję. I to właśnie jest piękne.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Nowy rok szkolny ze sporymi zmianami! Uczniowie mogą być zaskoczeni

NOWE
Nowy rok szkolny ze sporymi zmianami! Uczniowie mogą być zaskoczeni

MISTRZOWIE FOTOGRAFII Głosowanie rozpoczęte! Głosuj na swoich faworytów!

MISTRZOWIE FOTOGRAFII Głosowanie rozpoczęte! Głosuj na swoich faworytów!

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska