https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zalewają nas masówki. Wielka sztuka czy wielka chałtura?

Maciej Myga
Fot. Materiały zespołu
Chór Aleksandrowa, Moscow City Ballet, Merchants of Bollywood - wśród jesiennych propozycji dla złaknionych artystycznych wrażeń bydgoszczan znalazły się jak zawsze objazdowe widowiska z tzw. rozmachem.

To nie tajemnica, że wybierając repertuar dla Bydgoszczy sieciowe agencje koncertowe stawiają zawsze na sprawdzonych wykonawców, gwarantujących sporą frekwencję (czytaj: dochody). Pod uwagę brana jest także panująca na rynku moda. Resztę załatwia reklama.

W tym roku w Bydgoszczy występowali już artyści z Rosji. Chór Aleksandrowa śpiewał tylko i wyłącznie hity, hala "Łuczniczka" już dawno nie widziała takich tłumów, a rozentuzjazmowany szef impresariatu zapewniał przez mikrofon, że jeśli zostanie prezydentem, to gwarantuje, iż Chór Aleksandrowa będzie występował w Bydgoszczy co roku. Część widzów mogła potraktowała to jako przeżycie, które nie wyrabia gustu muzycznego.

11 grudnia wystąpi u nas kolejny rosyjski zespół objazdowy - Moscow City Ballet. "Stało się już tradycją, że na przełomie jesieni i zimy, kiedy na dworze robi się ponuro i smutno, Moscow City Ballet przyjeżdża do naszego kraju, aby zabrać widzów w świat pełen pozytywnych emocji, w krainę baśni i piękna…" - czytamy w prospekcie, reklamującym "Olśniewającego Dziadka Do Orzechów i niezapomniane Jezioro Łabędzie". W przypadku MCB interpretacje Czajkowskiego są klasyczne w formie i wykonaniu. Trzeba dodać, że podczas ubiegłorocznego tournee zespół zaproponował minimalistyczną scenografię i ultra-minimalistyczną oprawę muzyczną - zamiast orkiestry podkładem była ścieżka dźwiękowa z płyty (w bardzo dobrej jakości).

Zaledwie dzień później w tym samym miejscu zapowiadana jest kolejna masowa impreza - The Merchants of Bollywood. Tym razem na fali popularności bollywoodzkich produkcji o skomplikowanych relacjach damsko-męskich, balansujących na pograniczu sztuki indyjskiej i wenezuelskich seriali.

Nie można odebrać artystom "objazdówek" perfekcji warsztatowej. Rozmach takich koncertów polega jednak bardziej na wyborze przez organizatorów miejsca, w którym zmieści się jak największa liczba widzów. To oczywiście nie jedyne przykłady. W ubiegłym roku gościliśmy choćby quasi-irlandzki zespół tancerzy i muzyków, prześcigających się w stepowaniu na czas.

Nie chciałbym, żeby Bydgoszcz zaczęła być kojarzona z masówkami, rodem z ery wyjazdów zakładowych. Czekam na opinie na naszym forum internetowym.

Zapraszam do dyskusji.

Komentarze 3

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

m
mm
wszystko rozumiem, ludzie spragnieni zabawy na pewno będą zadowoleni. tylko jest jeden podstawowy problem: do Bydgoszczy nie przyjeżdża prawdziwe ELO (prawo do nazwy ma Jeff Lynn), ani oryginalni floydzi (to już całkowita podróbka, bo oni co najwyżej stali obok Gilmoura). nie możemy się chwalić zamiennikami. spójrzcie na inne miasta - Wrocław, Warszawę, Katowice, Poznań. tam grają zespoły z najwyższej półki, a nam wystarczy podrzucić popłuczyny, żebyśmy się cieszyli. myślę, że wielu fanów muzyki z Bydgoszczy nad tym ubolewa.
W
W.
Nie rozumiem,co to ma wspólnego z erą wyjazdów zakładowych?Przecież te koncerty odbywają się w e wszystkich miastach gdzie są ku temu warunki,czyli duża sala koncertowa.Powinniśmy się cieszyć,że mamy Łuczniczkę+Operę,gdzie można zorganizować największe koncerty.A o gustach się nie dyskutuje,jeden będzie zachwycony Chórem Aleksandrowa,drugi powie że to szmira.Ale skoro kilka tysięcy ludzi wykupuje na pniu bilety po 150 zł.,to chyba widać,że na takie imprezy jest ogromne zapotrzebowanie.Uważam,że w Bydgoszczy dzięki właśnie tym świetnym obiektom mamy coraz więcej ciekawych koncertów,które w erze wyjazdów zakładowych w ogóle nie byłyby możliwe,bo hala Astorii,czy Torbyd odstraszały wykonawców i widzów.Dla przykładu jutro na Łuczniczce odbędzie się koncert legendarnego zespołu Electric Light Orchestra wraz z orkiestrą symfoniczną,na który nie tanie przecież bilety zostały już wszystkie wyprzedane.Natomiast w styczniu,też w tej hali,po raz drugi wystąpi fenomenalny THE AUSTRALIAN PINK FLOYD SHOW,na który biletów zostało już niewiele. I na pewno oba te koncerty trudno byłoby nazwać chałturami.Ale tak już jest,że jeden lubi Bollywood,a inny Pink Floyd,najważniejsze,że mamy wybór.
g
grubcio
Czytając artykuł dochodzę do wniosku że Pan redaktor nie ma zielonego pojecia na temat który pisze. Stawiając Chór Aleksandrowa na równi ze spektaklem boliłdu udawadnia że nie wie co jest co , nie wie jak wysokie są koszty organizacji koncertu chóru(dla zainteresowanych - w granicach
120 - 150 tysiecy dolarów) i gdyby nie było hali chór nie zawitał by do Bydgoszczy.
Być może że Pan redaktor nie jest zwolennikiem dużych imprez , ale pisać że chałtura - nie ładnie.Ludzie chcą chodzić i chodzą na tego typu imprezy.
A może trzeba sie zastanowić nad imprezami , które są organizowane latem , gdzie niby bezpłatnie a urzędy miast łożą ciężkie pieniądze .
Na taki spęd przychodzi od 40 do 200 tysięcy ludzi - czy to jest wielka sztuka czy chałtura (na tych imprezach dpoiero zarabiają organizatorzy).
Piwo leje się strumieniami - bo browar sponsoruje,narkotyków pod dostatkiem - bo i wielu chętnych - czy to jest wielka sztuka czy chałtura?
Pod tego typu imprezami ja sie nie podpiszę , ale podpiszę się pod chórem. boliłudem i baletem.Chcę chodzić i będe chodził , bowiem wielka sztuka
ma zawsze w sobie coś z chałtury. A gdyby tak organizatorzy omijali Bydgoszcz - nie było by co oglądać.
Jeszcze jedna sprawa - żaden szef impresariatu nie krzyczał na koncercie Chóru Aleksandrowa - bowiem firma która organizowała koncert nie jest impresariatem. Jeszcze raz potwierdza się to że Szanowny Pan Redaktor nie jest w temacie.Ale każdemu wolno mieć swoje zdanie.
grubcio
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska