Przypomnijmy, że milicjanci zaczęli kojarzyć dwa morderstwa młodych kobiet. Metoda była taka sama.
Uspokajający list
Opiekunowie sieroty przez blisko dwa miesiące zamartwiali się, przeczuwając najgorsze. Ale w czerwcu 1951 roku nadszedł długo oczekiwany list. Helena Z. pisała, że jest w Szczecinie, czuje się dobrze, urodziła dziecko i na pewno niedługo przyjedzie. W styczniu 1952 roku do Marszowic przyjechał Zenon K. Opowiadał, że dziewczyna jest z nim, a latem zamierzają się pobrać. Był tam jeszcze w marcu prosząc o 300 złotych na "buty dla Heleny, która tylko patrzeć, a przyjedzie do Marszowic".
Ale czas upływał, a Helena Z. nie dawała o sobie znać. Nie natrafiono na jej ślad w Szczecinie, nie potrafiło udzielić informacji centralne biuro adresowe w Warszawie. Milczała jak zaklęta rodzina Zenona K., do której z Marszowic nadchodziły jeden po drugim, przepojone bólem i troską, listy. Wszystkie ślady prowadziły do Zenona K. Tylko on - jeśli wierzyć świadkom - znał ostatnie miejsce pobytu dziewczyny, tylko jemu mogło zależeć na jej ewentualnym zniknięciu. Ale Zenon K. milczał.
Więcej światła na okoliczności tej sprawy rzuciło zeznanie Leszka K., który słyszał jak Zenon umawiał się z Heleną na dworcu kolejowym we Wrocławiu, skąd mieli razem wyjechać do Bydgoszczy. Do spotkania doszło dość późno wieczorem. Zenon podyktował Helenie parę listów, które miały uspokoić opiekunów i obiecał je wysłać. Przed wyjazdem chciał jednak jeszcze coś załatwić. We troje wsiedli do taksówki i pojechali w stronę jakiejś wrocławskiej dzielnicy. Po drodze Leszek wysiadł i wrócił do Marszowic.
Powrót brata
- Byłem w domu około godziny 24.00 - wspominał. - Zjadłem kolacje i położyłem się spać. Po upływie około 3 godzin przyszedł brat. Zauważyłem, że był bardzo podniecony i zdenerwowany. Nie kładł się do łóżka. Zdjął obuwie o zaczął szybko chodzić po pokoju. Obserwując jego zachowanie doszedłem do wniosku, że stało się coś niedobrego. Pomyślałem, że pewnie Zenon zamordował Helenę Z"
Minęły tygodnie znaczone intensywnym śledztwem, zanim Zenon K. przyznał się do tej zbrodni. Kiedy Leszek wysiadł z taksówki, on pojechał z Heleną dalej. Chciał jeszcze wrócić do Marszowic po jakieś rzeczy. Wysiedli blisko zagajnika, kilka kilometrów od domu. Tam dziewczynę udusił, a zwłoki zakopał. Wokół rozciągało się pole i odszukanie zwłok przez organa śledcze wymagałoby rycia przynajmniej na odcinku kilkuset metrów, jednak podczas wizji lokalnej Zenon K. miejsce to odnalazł.
Logiczna całość
Łańcuch poszlak przemawiających przeciwko Zenonowi K. układał się w logiczną całość. Były obciążające go zeznania świadków, szereg dowodów pośrednich. Prokurator wystąpił z aktem oskarżenia o najcięższą zbrodnię przeciwko człowiekowi.
Rozprawa rozpoczęła się przed bydgoskim Sądem Wojewódzkim 21 kwietnia 1954 roku. Zenon K. miał wtedy 24 lata i bogaty przestępczy życiorys.
Proces potwierdził słuszność oskarżenia. Tylko Zenon K. mógł zamordować 17-letnią Helenę Z. Zrobił to, kiedy dowiedział się o jej ciąży, a zdesperowana dziewczyna nie chciała tolerować innych jego znajomości. Postępował w wyrachowany sposób także po zbrodni. Wyjechał do Szczecina, skąd nadał list napisany przez Helenę Z. Jeszcze za jej życia , o którym wspominał Leszek K. Troskę i zgryzotę opiekunów wykorzystał dla zdobycia pieniędzy.
Z równie zimną krwią zaplanował Zenon K. zabójstwo Teresy S. Podczas jednego z tajemnych spotkań nakłonił kochającą go dziewczynę do zabrania utargu, po czym zaproponował wspólny wyjazd w Polskę. Od początku wszakże nie miał takiego zamiaru. Już parę godzin przed spotkaniem wykopał w lesie dół, w którym miał zakopać zwłoki. Rzucił się na niczego nie przeczuwającą dziewczynę, a po obezwładnieniu uderzył parę razy sztyletem w samo serce.
Premedytacja
W obu przypadkach zabił z premedytacją, z własnych egoistycznych pobudek. Obrońca wystąpił z wnioskiem o zbadanie poczytalności oskarżonego. Sąd nie uwzględnił tego wniosku. Zenon K. błagał jeszcze o akt łaski. Refleksja przyszła o parę lat za późno. Został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano w sierpniu 1954 roku.
Rozwikłanie zagadki tajemniczego zniknięcia dwóch młodych dziewcząt stanowiło przed 30 laty niewątpliwy sukces śledztwa. Trzeba bowiem pamiętać, że nie dysponowano jeszcze wtedy tym wszystkim, co nazywa się nowoczesną techniką kryminalistyczną. Udowodnienie zbrodni, tak jak dziś, wymagało zebrania niepodważalnych dowodów oraz skrupulatnej ich analizy. Fakty te ustalono podczas wielokrotnych przesłuchań świadków mrówczej pracy w terenie oraz w wyniku głębokiego studium portretu psychologicznego domniemanego sprawcy.
Zdradziecki komplet jedwabnej bielizny (cz. IV)
Jerzy Derenda
Dziś kończymy druk pierwszej części zapisów w "Pitawalu Bydgoskim". Przypomnijmy, że chodzi o sprawę tajemniczego zniknięcia kasjerki ze sklepu przy ul. 1 Maja. Wraz z kobietą zaginął ślad za całodziennym utargiem z tej placówki.