Plan jest prosty: zgromadzić w jednym miejscu i czasie jak najwięcej sprzętu i ludzi poprzebieranych w mundury najróżniejszych armii. Przed tygodniem drogami do Darłowa jechały amerykańskie dżipy, niemieckie motory oraz rosyjskie transportery i czołgi.
Założenia zlotu są jasne: całkowity zakaz propagowania idei totalitarnych, zakaz używania gestów i symboli kojarzących się z ideologią nazistowską pod rygorem wydalenia ze zlotu. A na oryginały lub kopie umundurowania armii hitlerowskiej należy zakładać opaskę na prawym ramieniu. Mundurów bez opasek widziałem wiele, pozdrowienia ze skojarzeniem były również, ale to margines zlotu. Najważniejsza jest pasja w gromadzeniu wyposażenia osobistego żołnierzy różnych armii oraz co ciekawszych eksponatów jeżdżącego sprzętu.
- Przez pół dnia leżeliśmy pod silnikiem wojskowego transportera, ale było cudownie - rozpływają się w "ochach" i "achach" członkowie trójmiejskiego stowarzyszenia "Militarni". Humory im dopisują, bo właśnie ich wielotonowe "zabawki" chodzą jak trzeba, a oni już rozsmakowali się w zlocie. Zawody mają najróżniejsze, bez związku z militarną pasją. Przyznają, że ich hobby jest kosztowne, najdroższe są czołgi, których niewiele jest na rynku. Za mniejsze sumy można kupić transportery i motory. Oni - fanatycy militarii - bardziej kochają grzebać się godzinami w zepsutym silniku niż w ciepłych kapciach siedzieć przed telewizorem. Takich jak oni jest w Darłowie wielu. Niechętnie ujawniają nawet swoje imiona, nie mówiąc już o nazwiskach.
- Jestem urzędnikiem - mówi jeden ze zlotowiczów ubranych w niemiecki mundur. - Gdyby mnie szef zobaczył w takim mundurze, to mógłby się zdziwić.
Stojący obok Kaszub ubrany w mundur amerykańskiego żołnierza z Wietnamu opowiada, że często pasja zaczyna się od ustawiania łusek na półce. - Dokładasz do nich bagnety, zardzewiałe części uzbrojenia i nagle wpadłeś - szukasz kompletnego munduru i repliki uzbrojenia, bo chcesz się pokazać. A na końcu przychodzi czas na transport. Wędkarze potrafią sto godzin przegadać o rybach, a my o uzbrojeniu - śmieje się.
- To spotkanie pasjonatów - mówi Marek z Gdańska ubrany w mundur Waffen-SS. - Można się dowiedzieć, co komu udało się trafić podczas poszukiwań, coś dokupić czy wymienić. Stojący obok "niemiecki żołnierz" zapewnia, że na zlotach nie ma miejsca dla neonazistów. - Rok temu przyjechało kilku takich z Niemczech, ale przegoniliśmy ich, choć było ciężko - uśmiecha się porozumiewawczo.
Od tych, którzy wypili więcej niż jedno piwo, można czasem usłyszeć pewien podziw dla niemieckiej armii i złość na polskie przepisy, które zabraniają posiadania kolekcjonerskich egzemplarzy historycznej broni.
- To oryginalny pancerfaust - pokazują. - Można poczuć jego wagę i historię, a niektórzy sięgają po chińską tandetę.
Na czołgowisku grzeją silniki kolejne maszyny, by ruszyć na pokazowy przejazd. Obok siebie można zobaczyć mundury najróżniejszych armii, ale nikomu to nie przeszkadza.