To nie wszystko
Do II filara, czyli otwartych funduszy emerytalnych trafiałaby niższa składka - 3 proc. pensji (teraz 7,3 proc.). Zarządzający mogliby nawet 90 proc. aktywów lokować w akcje (teraz 40 proc.). Przestaliby nas nagabywać akwizytorzy - zapisy odbywałyby się tylko korespondencyjnie.
Jednorazowa wypłata pieniędzy zgromadzonych w OFE byłaby możliwa po spełnieniu dwóch warunków: ukończeniu 65 lat (także przez kobiety) i posiadaniu w ZUS takich środków, które zapewnią co najmniej dwukrotność najniższej emerytury.
Założenia do projektu minister pracy przekazała sekretarzowi Komitetu Rady Ministrów.
Rząd podzielony
Nad zmianami resort pracuje od kilku miesięcy.
Zapowiadane nowe rozwiązania krytykowane są przez ekspertów, którzy przygotowywali reformę emerytalną. Zmianom dającym większą swobodę decyzji obywatelom przyklaskuje za to Centrum im. Adama Smitha.
W samym rządzie opinie są podzielone. Za jest minister finansów, bo część składki która nie trafi do OFE zmniejszy dotację z budżetu do emerytur wypłacanych przez ZUS. Przeciw jest Michał Boni - szef zespołu doradców premiera który broni reformy.
Przeciw są organizacje pracodawców, za jest OPZZ.
System jako całość
Prof. Marek Góra ze Szkoły Głównej Handlowej, współtwórca reformy emerytalnej krytykuje proponowane zmiany. - Jestem przeciw, bo są bardzo niebezpieczne społecznie - mówi. I wyjaśnia, dlaczego.
- Obniżenie składki przekazywanej do funduszy emerytalnych burzy jeden z głównych elementów reformy - podział ryzyka. Zmiany przygotowywaliśmy pod hasłem "Bezpieczeństwo dzięki różnorodności". Ono bardzo dobrze oddaje, o co nam chodziło.
Góra zwraca uwagę, że jak się porówna działanie obu części systemu przez 10 lat to widać, że ich wyniki się przeplatają. Raz jeden filar, raz drugi jest lepszy. - I o to chodzi. Każda część inaczej reaguje na zaburzenia w gospodarce. W sumie jako całość system reaguje lepiej niż każda część oddzielnie.
Jako bałamutne określa Marek Góra twierdzenie o dobrowolności uczestnictwa w OFE. - System emerytalny jest powszechny i fundusze, mimo że zarządzane przez prywatne podmioty, też są publiczne. System publiczny obowiązuje wszystkich na takich samych zasadach.
Jest też niebezpieczeństwo, że bardzo może wzrosnąć liczba osób o niskich emeryturach. - To nie żaden paternalizm, ani ograniczanie możliwości wyboru - zaznacza. To wyciąganie wniosków z tego, co jest istotą publicznego systemu emerytalnego.
Krok w kierunku Kanady
Zupełnie inne zdanie ma Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha.
- To dobrze, że nie będzie przymusu należenia do OFE - cieszy się. - My postulujemy, żeby obywatele mieli prawo wyboru. Bo skoro OFE są tak dobre, to nie powinny być przymusowe.
Sadowski ma nadzieję, że jeśli takie zmiany wejdą w życie, to będzie to pierwszy krok do wprowadzenia w Polsce kanadyjskiego systemu emerytalnego. Centrum im. Adama Smitha od dawna postuluje jego wprowadzenie.
Polega on na tym, że państwo wypłacałoby każdemu określoną minimalną emeryturę. O więcej każdy musiałby zatroszczyć się sam.
Sadowski za korzystną uznaje też możliwość wycofania pieniędzy z OFE na kilka lat przed emeryturą. - Bo prawdopodobnie środki, które rząd wypłaci z ZUS będą większe niż z OFE - uważa. Sądzi też, że jeśli przynależność do otwartych funduszy emerytalnych będzie dobrowolna, to inne instytucje, np. banki przedstawią lepsze oszczędzania na emeryturę.