W naszym powiecie najwięcej w tym roku było dewastacji aparatów - 18. W województwie aż 250. Mniej było kradzieży. Jednak zdarza się, że jednego dnia aparat i kabina stoją, następnego - znikają jak kamfora. Broń Bóg by telefon wisiał przy dyskotece. Ten bowiem długiego żywota nie ma. - Najczęściej wybijane są szyby, zapychane czytniki - mówi Roman Wilkoszewski, szef biura prasowego Telekomunikacji Polskiej w Gdańsku. - Była jedna dewastacja kabiny, cztery kradzieże podzespołów. Koszty są wysokie. Gdyby tak zliczyć je z całego kraju, można by zainstalować kilkanaście dodatkowych aparatów.
Inne firmy także z tego tytułu ponoszą duże straty. - W tygodniu zdarza się 5-6 uszkodzeń - mówi Marek Haczyk, dyrektor do spraw marketingu i sprzedaży "Elnet" w Bydgoszczy. - Średnia naprawa jednego aparatu to około 3 tys. zł. Do tego trzeba dodać monety, które są wewnątrz. Dlatego właśnie nasze telefony są bardziej narażone na kradzieże, niż aparaty na kartę.
