https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zobaczyć zaćmienie

Joanna Grzegorzewska
Ireneusz Szałajda w trasie - Norwegia
Ireneusz Szałajda w trasie - Norwegia fot. archiwum uczestników wyprawy
Motocykle już pojechały. Do Ułan Bator. W specjalnych klatkach, w specjalnych kontenerach i transsyberyjską koleją.

A oni? A oni odliczają dni do wyjazdu i kiedy tylko mogą, siadają nad mapą Mongolii, setny raz spoglądają na wytyczoną pieczołowicie trasę.

Wiatr we włosach
Irek - informatyk, 35 lat - ma ksywkę "Adventure"; na Włodka - 36-letniego właściciela zakładu stolarskiego - koledzy wołają "Vlat" (o Draculi i Transylwanii może mówić ponoć godzinami).
Irek i Władek - bydgoszczanie.

Ich największą miłością są dwa koła i podróże na nich, bo...
Bo fajnie jest pojechać nad Zalew Koronowski i znaleźć miejsce, o którym nikt nie wie. Fajnie jest wsiąść na motor i jechać nad morze zobaczyć zachód słońca. Być sam na sam z drogą, mocą silnika i prędkością szybszą od wiatru.
Fajnie jest jechać bez celu.
Fajnie mieć słońce na rzęsach i zapach trawy w nozdrzach.
Ale jeszcze fajniej jest załadować na motor namiot, śpiwór, parę spodni i jechać na podbój świata.

Irek i Włodek są motocyklowymi podróżnikami. I to nie takimi farbowanymi (nikt nie jedzie za nim z przyczepą, natryskiem i miękką piżamą), ale podróżnikami z prawdziwego zdarzenia.

Byli już przecież w Chorwacji, Szwajcarii, Danii, Holandii.
W Czechach i Słowacji.
W Austrii, Niemczech, Słowenii, Belgii.
I na Węgrzech.
Przemierzając Skandynawię dotarli na Nordkapp (skalisty Przylądek Północny w Norwegii).
Ale nigdy razem (nie składało się, praca, rodzina, inne terminy urlopów itd), choć są dobrymi kumplami.
Więc teraz - w końcu! - pojadą do Mongolii razem.

Irek z trasą walczyć będzie na Hondzie XLV 750 Africa Twin, Włodek na Hondzie XL 650 V Transalp.
W Ułan Bator dołączą do nich: Jacek "Pretor" z Warszawy (na co dzień biznesmen), Krzysiek (też biznesmen), Jarek (tak jak Irek będzie jechał na Africe i tak jak pozostali po trzydziestce) oraz najmłodszy uczestnik wyprawy - siedemnastoletni Emil (najmłodszy ale najbardziej zaprawiony w ekstremalnych wyjazdach, bo szkolony przez ojca podróżnika). Pomysłodawcami wyjazdu, ich szefami i mózgami, są jednak tylko oni: Irek i Włodek.

Od śpiwora po bukłaki
Ireneusz Szałajda: - Było tak. W ubiegłym roku na jednym ze zlotów poznałem człowieka, który zjeździł całą Mongolię na motorze właśnie. Tak ciekawie opowiadał o wyprawie, tak dużo przeżył, że... Pomyślałem: spore wyzwanie, ale powinniśmy dać radę.

Włodzimierz Król: - Dzwonię do niego w styczniu i mówię, a może w tym roku uda się nam pojechać gdzieś razem? Może jest coś, co chcemy zobaczyć obaj? A on mi na to: a co byś powiedział na Mongolię?, a ja: jasne!
Ireneusz Szałajda: - Wybraliśmy termin, przełom lipca i sierpnia, zaczęliśmy wytyczać trasę, sprawdzać zdjęcia satelitarne, szukać osób, które tam były i które by nam pomogły w przygotowaniach tu na miejscu i tam w podróży.
Włodzimierz Król: - Ogromnym wyzwaniem okazało się przygotowanie ekwipunku.
Ireneusz Szałajda: - Niby mieliśmy wszystko, bo przecież zjeździliśmy kawał świata, ale... Okazało się na przykład, że śpiwór nie nadaje się na minusowe temperatury, a mongolskie noce są bardzo zimne. Albo kuchenka. Niby mam, ale można kupić jeszcze lepszą, więc kupiłem, dobrą i malutką, bo bagaż ograniczyliśmy do minimum.
Włodzimierz Król: - Nie mogliśmy dostać tabletek do uzdatniania wody i dużo czasu minęło, zanim znaleźliśmy odpowiednie pojemniki na nią.
Ireneusz Szałajda: - Ale Mongolia jest warta takiego zachodu.

Surowy klimat, dziki zwierz
Mongolia - 21 ajmaków (regionów, "województw") i jedno wydzielone miasto Ułan Bator. Około półtora miliona kilometrów kwadratowych lądu, niecałe 10 tysięcy - wody w Azji Środkowej. Najniższy punkt to Hoh Nuur (518 m n.p.m.), najwyższy Huyten Orgil (4 374 m n.p.m.). Brak dostępu do morza.

Mongolia. Kraj surowego klimatu, nieskażonej natury, krystalicznie czystej wody, dzikiej zwierzyny. I niesamowita przestrzeń dziewiczego interioru (interior - terytorium położone w głębi kraju, daleko od wybrzeża morskiego i od ośrodków przemysłowych; słabo zagospodarowane i trudno dostępne wnętrze lądu).
Mongolia - gorące lato z temperaturami powyżej 30 stopni Celsjusza i zimą tak mroźną (temperatury poniżej -30 stopni), że tylko największe rzeki nie zamarzają do dna.

A po środku suche drzewo
W Mongolii nie ma prawie deszczu, fast foodów i parkingów z łazienkami. Nie ma też dróg asfaltowych, a spotkanie tubylca w stepie graniczy niemal z cudem.
- Mongolia jest pięć razy większa od Polski, a ma tylko około 3 milionów mieszkańców - mówi "Adventure".
- Na dodatek połowa z nich mieszka w stolicy, więc liczymy się z tym, że nawet przez kilka dni nie będziemy oprócz siebie widzieć żywej duszy - dodaje "Vlat".
- Będziemy jechać, jechać... Za nami step, przed nami step...
- A na środku jedno suche drzewo - śmieją się, ale do samej wyprawy podchodzą śmiertelnie poważnie.

Lepszy głupiec wędrujący po świecie od mędrca, który siedzi w domu
Trzy tygodnie w stepie to poważna sprawa, przecież. Nic więc nie jest przypadkiem, wszystko jest dokładnie przemyślane. Na przykład termin wyprawy. Jest dokładnie wyliczony, przeliczony i tak dalej. Start - 22 lipca. Dlaczego? Ano dlatego, że punktem kulminacyjnym wyjazdu ma być zaćmienie słońca, a na to spotkanie nie można się spóźnić.

- Tegoroczne zaćmienie w całej okazałości będzie można zobaczyć tylko z niektórych miejsc na świecie, w tym z Azji, więc i w Mongolii - tłumaczy "Adventure" z przejęciem. - Całe zjawisko potrwa około dwóch, trzech minut; w Polsce byłoby tylko widziane częściowo. Następne pełne zaćmienie nastąpi dopiero w 2009 roku i będzie dwa razy dłuższe od tego, które my zobaczymy.
Może więc wyprawę należałoby przełożyć do przyszłego roku?
Nie ma mowy!

Wszystko zapięte
Irek i Włodek, mimo że wszystko przygotowane jest już na tip-top, ciągle szukają osób, które chciałyby wesprzeć wyprawę finansowo. Jeśli więc sam jesteś pasjonatem podróży lub sprzyjasz takim ludziom i na dodatek stać cię na "dorzucenie się", wejdź na stronę www.mongolia2008.pl lub skontaktuj się z chłopakami mailowo [email protected]

Pod chmurką i bez kobiet
Wszystko jest więc przygotowane:
- malutkie, ale ciepłe śpiwory, specjalny motocyklowy namiocik, jedzenie w proszku: jajecznica, kurczak z warzywami, wieprzowina, ryba;
- ciuchy: jedna para spodni długich, jedna krótkich, trzy koszulki, bielizna (będzie trzeba robić przepierki);
- maszynka do golenia, szczoteczka do zębów, pasta (choć czasami pewnie będzie się bez tego obyć, bo jeśli będzie trzeba wybrać miedzy zalaniem sproszkowanej wołowiny a wykorzystaniem wody na mycie, wygra opcja pierwsza).
- zapasowe dętki, łatki.
Motocykle mają nowe opony, osłony, wymienione lampy, silnik przeszedł "remont" generalny.

Plan "zwiedzania"?
Ciekawy i obszerny.
Klasztor Erdene Dzuu w Karakorum, kraina Wielkich Jezior ze szczytami sięgającymi czterech tysięcy metrów, pustynia Gobi, fragmenty muru Czyngis-chana...
- Spać będziemy w swoich namiotach i - mam nadzieję - gościnnie w jurtach. Planujemy przejechać dziennie sześćdziesiąt, siedemdziesiąt kilometrów, około trzech tysięcy w sumie i wrócić w drugiej połowie sierpnia - wylicza Irek vel "Adventure".
- Czego najbardziej się obawiamy? Awarii. Jeśli coś się z motocyklem stanie poważnego, będzie trudno go naprawić na takim pustkowiu. No, ale nic takiego się przecież nie zdarzy. A jeśli nawet... Nikt nie mówi, że będzie lekko - Włodek "Vlat" zaciera ręce.

A co na to rodzina?
- Mama zapytała tylko, czy nie lepiej byłoby, gdybym pojechał do Paryża. To przecież takie ładne miasto - przekonywała mnie. Ale rozumie moją pasję - mówi Irek.
- Moja kobieta oczywiście też się denerwuje, ale... Wiedziała co bierze i na co się pisze - śmieje się Włodek.
- Może też powinna pojechać...
- Nie ma mowy.
- To męska wyprawa.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska