https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Żuczki poligonowe Żuczki poligonowe

Adam Willma Adam Willma
Drawsko zakochało się we Włochach już od pierwszych ćwiczeń. Uśmiechnięci, grzeczni, nie chlejący na umór. Włosi zostawili w Drawsku kupę forsy. - Świetna armia, ojczyzny bronią do 15.00, a później w tango. Można ich pokonać wysyłając jeden autobus z dziewczynami. Chcemy napisać do NATO petycję, żeby do Drawska przyjeżdżali tylko Włosi.

     Jak było wiadomo, że o 20.00 przyjedzie autokar z Włochami, to o 19.00 wszystkie miejsca w knajpie były zajęte przez nasze dziewczyny - wspomina Mirosław Trowiński, właściciel pubu internetowego "Drawa". - Zdarzało się, że dziewuchy miały pretensje jak poszły wymienić liry do kantoru, ale ogólnie złego słowa o Włochach nie powiem.
     Edyta Groszek, z sąsiedniego butiku też mówi o Włochach z zachwytem: - Zupełnie inni niż Anglicy. Anglicy włazili na bujaną świnię, pluli i bekali. Anglik nie ma żadnej kultury. Co innego Amerykanin. Amerykanie byli bardzo grzeczni. Ich żołnierki chciały zaopatrzyć się u mnie w ciuchy, ale wszystko było za małe - takie umięśnione baby.
     Polka z biletem wizytowym
     
Tadzik po skończeniu szkoły próbował w różnych branżach: trochę handlował materiałami budowlanymi, sprzedawał ryby, ale nie wychodziło.
     I w końcu w przykrytej bejsbolówką głowie o chłopięcej twarzy narodził się pomysł na "Hot Cat" - Gorącego Kota. Tadzik kombinował tak: jeśli na drawski poligon każdego roku ściągają pociągi zapełnione zachodnimi armiami, to czego im bardziej potrzeba niż kobiet?
     Na początku standard był niski. Ale Tadzik wziął kredyt i kupił starą betoniarnię. Wymalował dwa piętra, zrobił łazienki przy pokoikach, żeby Cat przypominał burdel z prawdziwego zdarzania. W sali na górze w przyćmionym czerwonym świetle gorące koty łaszą się do dwóch miejscowych biznesmenów. Inne grzeją się na miękkich kanapach w świetle purpurowych żarówek. Tadzik dobrze kombinował z tym wojskiem. Ale nie do końca. - No nie, że dopłacam to nie powiem, ale nie po to otwierałem interes, żeby wychodzić na zero - drapie się nerwowo w ogoloną do skóry głowę. - Trzymam interes, bo lubię tę pracę. Ale gdyby ktoś chciał za dobre pieniądze odkupić ode mnie ten lokal, to sprzedam. Bóg mi świadkiem.
     NATO pojawia się w lokalu Tadzika w liczbie 20-30 przedstawicieli miesięcznie, a w biznesplanie Tadzika miało być nawet dziesięć razy tyle. - Luty był tragiczny. Na szczęście nasi oficerowie przychodzą regularnie, bo szweje nie mają pieniędzy. Ale dobre i to...
     Ale Tadzik nie stoi z założonymi rękami: - Posłałem nawet dziewczyny na poligon, żeby rozdały trochę wizytówek. Ucieszyli się, ale zaraz się pojawiła żandarmeria i zaczęła moje dziewczyny popychać karabinami. My się dostosowujemy do potrzeb wojska, a wojsko nie potrafi takiej umowy podpisać z NATO-wcami, żeby korzystali z rozrywek Drawska. Nie powiem, jak w zeszłym roku byli Włosi, to się odkułem. Ale Włosi będą u nas dopiero w przyszłym roku. Do tej pory mamy żyć z niedobitków?
     Tadzik próbuje wszystkiego. Zatrudnia różne dziewczyny, zmienia godziny otwarcia lokalu, tak że koty czekają na klientów już od 16.00. I nic. - Brak międzynarodowych układów.
     Zbyt drogi gwałt
     
Międzynarodowy układ zawitał do Drawska w końcówce lat 90. Polscy oficerowie wspominają, jak koledzy z Zachodu przełykali ślinę oglądając ponad 30 tysięcy hektarów poligonu. - Tu mogą sobie zrobić prawdziwą wojnę, łącznie ze strzelaniem ostrą amunicją. - wyjaśnia podpułkownik Wiesław Orkisz, z którym wizytujemy jeden z obozów rozbitych przez XX brygadę: szlaban postawiony w głuchym polu, daszek osłaniający radiotelefon, dwóch zmarzniętych żołnierzy. Po służbie wrócą do ogrzewanych kozą namiotów. Do Drawska się nie wyrwą.
     Wspinamy się do leciwego stara. Przez maskującą siatkę spoglądamy na dymiącą kuchnię polową. Za kolumną namiotów, w wojskowym szeregu ustawiono przenośne toalety. - Do Duńczyków przyjdzie kobieta ze zgwałconą przez żołnierzy córką. No, gwałtu oczywiście nie będzie, ale wszystko ma wyglądać bardzo realistycznie. Będzie demonstracja, najpierw pokojowa, później coraz bardziej agresywna. W eskalacji nastrojów w tłumie będą pomagać fachowcy z policji. Oczywiście, ludzie będą mówić tylko po polsku, a duński dowódca będzie musiał sobie z tym wszystkim poradzić - pułkownik Orkisz okręca złoty oficerski sygnet na palcu. - Pięciuset chłopaków z naszej brygady przebierzemy w cywilne ciuchy. Będą odgrywać formacje paramilitarne, przemytników, handlarzy bronią itp. Wszystko jak w normalnej misji pokojowej.
     Lista kobiet, które mają udawać ofiary gwałtów obejmuje w Drawsku 47 nazwisk. Ania Tkaczyk niby ma się załapać, ale podejrzliwie podchodzi do oficjalnych komunikatów: - Myślałam o tej sprawie. Czy te 40 dolarów za dzień nie wydaje się panu podejrzane? Tyle w "Hot Cat" faceci płacą za prawdziwy gwałt. To chyba udawanie powinno być tańsze? - Ania kręci głową. Kształciła się na krawcową, ale w zawodzie nigdy nie zdążyła popracować, bo pracy dla niej nie było. Więc jeździła do Niemiec na handel. I nagle w ubiegłym roku wszystko miało się zmienić.
     Spotkali się w klubie Domino. Michael był holenderskim podoficerem o szafirowych oczach i nordyckiej urodzie. Michael chciał, żeby przyjechała do Holandii. To były szalone trzy tygodnie. Miał łzy w oczach, kiedy jego batalion wyjeżdżał. Została po nim karteczka z adresem i telefonem, miał zaraz zadzwonić. Czekała tydzień, później sama zadzwoniła. W mieście Katwijk nie ma takiego numeru. - Byłam głupia. Już nigdy nie uwierzę tym fałszywym Holendrom.
     Angielski prostak
     
W klubie Domino Ryszard Ostrowski pracował jako bramkarz. Wzrostu dwa metry z kawałkiem, potężna budowa, więc wystarczyło, że stał. Pech chciał, że właśnie na dyżurze Ryśka doszło do największej powojennej bitwy w Drawsku. Było tak: - Anglików może 40, może 50. Pili piwo, jak to Anglicy. Aż nagle dwóch z nich wspięło się antresolę. Jeden zdjął majtki i tak się pokazał wszystko dziewczynom. No to go wyniosłem z lokalu, a chłopaki z Drawska trochę pomogli. Więc Angole na naszych i tak się zaczęło. Była regularna wojna na płyty chodnikowe, później po Anglików przyjechała ciężarówka. Od tego czasu wolę Niemcowi rękę podać niż się przywitać z Angolem. To prostaki.
     Rysiek pracuje dziś na nowej "baltonie". Chłopcy z Jankowa, którzy przyłażą tu przed szkołą i wracają zaraz po lekcjach stojąc na szczycie starej baltony mogą tylko pomarzyć: - W nowej baltonie jest nie do porównania. Tylko wojskowe transporty - mówią. - Pan ma wejścia, pan nas weźmie..
     Baltona to śmietnisko przy drodze przechodzącej przez poligon. Stara góra śmieci niebawem zostanie przywalona piachem. Wówczas panami będą dozorcy nowego śmietniska. Ale na razie, oprócz kilku holenderskich kontenerów, wojskowe śmieci trafiają na stary pagórek pamiętający jeszcze radzieckie odpadki. Na tym pagórku grzęzną w cuchnącym błocie chłopaki z Jankowa, wsi pegeerowskiej, w której prawie nikt nie pracuje. - Ci tutaj to jedynie patrole. Jak się pojawią wojskowe ciężarówki, zbiegnie się za sto osób - Władek, szef starego śmietniska urzęduje w osmolonej kanciapie. Za chwile zamknięciem bramy ogłosi koniec urzędowania. Będzie to gest jedynie symboliczny, bo po ogrodzeniu śmietniska pozostała tylko dumna nazwa.
     Włoski skąpiec
     
Naprzeciw wejścia, w swojej kanciapie, Władek umieścił reprodukcję "Bitwy pod Grunwaldem" i zaśmiewa się, że "Bitwa" pasuje mu do z poligonem: - Pod Grunwaldem, jak w Drawsku, walczyły armie sprzymierzone. Obok, w metalowej szafie Władek trzyma prowiant z holenderskiej dostawy. Szary kartonik z szarymi paczuszkami: suchary, herbata, napój cytrynowy, kawa, bulion, śmietanka, guma, drops, zapałki.
     Wiosną na starym wysypisku wyrosną prowizoryczne namioty z folii. Mężczyźni z Jankowa nie lubią się z baltoniarzami z Drawska. Sławek, który pracuje na ciężkim sprzęcie znowu będzie się wkurzał, że chmary ludzi włażą mu pod kontener, byle tylko wyrwać trochę żarcia. Znowu będzie musiała przyjeżdżać policja, żeby rozdzielić walczące strony.
     Z Ryśkiem Ostrowskim (tym od zadymy w Dominie) siedzimy w nowiutkim pawilonie za wysokim płotem zwieńczonym dwoma rzędami kolczastego drutu. Nową baltonę zbudowano według unijnych norm. Popijamy szatańską kawę z kubków przyozdobionych herbem wojsk pancernych. Kawa smakuje, a kubek pochodzi z holenderskiego transportu, jak niemal wszystko w dyżurce. - Całą jesień nie nosiłem żarcia do pracy, bo wszystko było na wysypisku: chleb z kilkuletnim terminem ważności, margaryna w płynie, jajka. Jak dobrze poszukałem, znalazłem 24 tyskie piwa i butelkę "Absolwenta", i trzy wojskowe kurtki. Wszystko zostawiali przed wyjazdem - nawet sprawne telewizory i wieże. _Ale baltoniarze najbardziej lubią Anglików. Z Brytyjczykiem za jedno wino "Byk" dało się uhandlować kompletne moro. Brytyjczyk lubił jeść świeże posiłki w Drawsku, więc zostawiał mnóstwo wojskowego prowiantu. Na śmietnisku lądowała karkówka, żeberka, szynka, kiełbaski - wszystko w hermetycznych pakunkach. Wybór jak u rzeźnika. - Żeśmy część sprzedali na targowisku, a część była do domu - relacjonuje Tomek z Jankowa. - Mięso jak ta lala. A najgorzej za Włocha. To kutwy.
     Angielski dżentelmen
     
Irena Jarzyna, żona sołtysa z Konopatu ma żal do Anglików za to co wyprawiają na poligonie:
- Strasznie niszczą, jeżdżą czołgami gdzie popadnie. Nie mają szacunku dla lasu. Sołtysowa wie co mówi. We wsi pośrodku poligonu mieszka prawie pół wieku (- Kiedyś to były ćwiczenia, fruwały dachówki, szyby leciały z okien, teraz tylko trochę smrodu) i niejedną armię widziała.
     Jarzynowa ma sklepik przy domu. W kwietniu przyjadą Brytyjczycy, w czerwcu Holendrzy, później znowu Brytyjczycy i na deser, w październiku Amerykanie. Jarzynowa liczyła na wojskowych, ale wojskowi mają na poligonie własne kantyny. Więc Jarzynowa sprzeda co najwyżej trochę wody sodowej, mydło no i tabletki na grypę, bo wojsko przyjechało zasmarkane. -
Co z tego, że wyasfaltowali drogę, czy naprawili dach na szkole, jak nie dają nam zarobić? Owszem zatrudnią kilka osób do kuchni, ale z Konopatu tylko trzy rodziny pracują na stałe u wojskowych. Gmina z poligonu nie ma pieniędzy, bo wszystko zabiera MON.
     Teoretycznie o tym, co Anglicy robią w środku poligonu nikt prócz wojskowych wiedzieć nie powinien, bo jest zakaz wstępu. W praktyce jednak gdyby nie grzyby, ryby (tłuczone prądem) i aluminowe łuski po pociskach, setki ludzi straciłoyby sens życia. Ale to jest zabójczy mechanizm: - _Za łażenie po poligonie należy się kolegium, a na kolegium nikt pieniędzy nie ma, więc w zamian trzeba odrabiać na rzecz miasta. Ale ukaranych za poligon jest pełno więc miasto obcina etaty w komunalnym, bo ma darmową siłę roboczą
- wścieka się Wojciech Kowalak, z zawodu tynkarz, który niedługo będzie obchodził czwartą rocznicę szukania pracy.
     Cham belgijski
     
O tym jak to jest naprawdę z angielskim poligonem najlepiej wie Jarosław Gloc. Jego leśnictwo to wielka wyspa dokładnie w środku drawskiego poligonu. W środku pozostałości po bunkrze Goeringa i leśniczówce, w której bywał Goebbels. Nieopodal miejsce internowania działaczy "Solidarności" w stanie wojennym, nieco dalej "internat" Gierka, Jaroszewicza i Grudnia. Na obszar leśnictwa Łowicz pociski sypią się z czterech stron, gąsienice ciężkich czołgów ryją ściółkę, a jenoty odkopują płytko zakopane niebieskie worki ze śmieciami. Leśniczy w w newralgicznych punktach powystawiał znaki: "zakaz wjazdu czołgów", z sylwetką potężnego Leoparda. Po ćwiczeniach leśniczy wyciąga specjalny druk i wypisuje straty: - Największy rachunek wystawiliśmy, kiedy Anglicy przyjechali do Drawska pierwszy raz. Nie zdawali sobie sprawy, że teren należy do Lasów i za zniszczone uprawy trzeba płacić dodatkowo. Teraz już się nauczyli i najłatwiej się z nimi dogadać. Mają dżentelmeństwo we krwi. Belgowie i Holendrzy to zwykła chamówka.
     Żuczki gnojne
     
Przycupnęliśmy z Wojtkiem Biesiagą na betonowych kręgach w samym środku starej baltony. Cuchniemy śmietnikiem i czekamy na duński transport. Wojtek, od kiedy skończył szkołę, żyje z wojskowych i twierdzi, że wcale godnie. Na prawach rządzących baltoną zna się jak mało kto. Wie, że wojskowi wzięli od Władka klucze i wbrew oczekiwaniom mogą przyjechać w dzień święty.
     Wojtek, choć skończył tylko dwie klasy w zawodówce, a i to dawno temu, naturę ma refleksyjną: - My tu jesteśmy jak żuczki gnojne. Co wojsko przywiezie, to zeżremy. Ja tak sobie myślałem, co by było dla nas najlepsze. I wyszło, że najlepsza by była zimna wojna. Im gorzej na świecie, tym wojsko musi więcej ćwiczyć. Im więcej ćwiczy, tym więcej zostawia. Im więcej wojen, tym lepiej dla nas...
     PS. Niektóre z imion, na prośbę moich rozmówców, zmieniłem.
     __

Wybrane dla Ciebie

Pociąg z Polski do Chorwacji w wakacje? Tak dojedziesz z Bydgoszczy

NOWE FAKTY
Pociąg z Polski do Chorwacji w wakacje? Tak dojedziesz z Bydgoszczy

MISTRZOWIE FOTOGRAFII Głosowanie rozpoczęte! Głosuj na swoich faworytów!

MISTRZOWIE FOTOGRAFII Głosowanie rozpoczęte! Głosuj na swoich faworytów!

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska