MKTG SR - pasek na kartach artykułów

ZUS "uzdrawia" rencistów, a reforma ubezpieczeń społecznych spowodowała zawał w sądzie

Jolanta Zielazna
Ryszard Szmitkowski
W ubiegłym roku do Wydziału Ubezpieczeń Sądu Okręgowego w Bydgoszczy wpłynęło 12617 spraw. Dzień w dzień, nie licząc sobót, niedziel i świąt, przynoszono 50 nowych. W szafach zaległo jeszcze 7115 spraw z poprzedniego roku. Do rozpatrzenia na ten rok pozostały 5464 sprawy, których nie zdążono "przerobić" w ubiegłym.

     Ponad dwa lata czekał Krzysztof na ostateczne orzeczenie: jest rencistą, czy nie. W ubiegłym roku sąd w Bydgoszczy miał do rozpatrzenia ponad 20 tysięcy spraw o renty, zasiłki. Nie wszyscy doczekali wyroku.
     Krzysztof o rentę zaczął starać się w maju 1998 r. ZUS oczywiście uznał, że pacjent jest jak najbardziej zdolny do pracy. Biegli sądowi też tak ocenili. Ale trochę przeholowali, bo napisali o badaniach, których w ogóle nie wykonywali. Krzysztof wypisał więc całą listę bardzo merytorycznych zastrzeżeń. Sąd zdecydował zatem o badaniach w specjalistycznym ośrodku. Wyniki podważyły orzeczenie biegłych sądowych, a co za tym idzie - także orzecznika. Jak było do przewidzenia, ZUS stwierdził, że to ich orzecznik ma rację. Minął rok.
     Ela o rentę starała się pierwszy raz. W kwietniu 2000 roku ZUS uznał, że może pracować. We wrześniu biegli lekarze sądowi ocenili, że czasowo nie jest zdolna do pracy. Rozprawa odbyła się na początku 2001 roku i sąd przyznał Eli rentę. Na rok, licząc od dnia badania. Czyli do września 2001. ZUS wniósł apelację do sądu w Gdańsku. Od tego czasu - kamień w wodę.
     Proszę nie poganiać!
     
Sprawy Krzysztofa i Elżbiety giną wśród tysięcy podobnych, które co roku wpływają do wydziału ubezpieczeń w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy. Z ZUS, z KRUS, z Wojskowego Biura Emerytalnego. W ostatnich latach to już lawina. Wszystko zaczęło się z reformą. Najpierw orzekania o zdolności do pracy, później całego systemu ubezpieczeń społecznych. Tym bardziej, że kilkuosobową komisję zastąpił jeden lekarz-orzecznik, który zna się na wszystkim, że zlikwidowano instancję odwoławczą w ZUS - sąd stał się nie ostatnią, ale pierwszą deską ratunku. Nie dostałeś zasiłku pielęgnacyjnego? Do sądu. Orzecznik cię uzdrowił? Do sądu. Nie chcą ci uznać jakiegoś okresu zatrudnienia? Do sądu. Tylko tu można się odwołać od niekorzystnej decyzji ZUS. Szafy z aktami stoją już nie tylko w sekretariatach i pokojach sędziów, ale także na największej sali rozpraw.
     W piątkowe popołudnie wysłuchałam wielu różnych opowieści o potyczkach z ZUS i czekaniu na werdykt sądu. O tym, jak ponad trzy lata czeka się na odszkodowanie.
     Monity o przyspieszenie sprawy nic nie dają. Minister sprawiedliwości karci, że sądu nie wolno ponaglać, bo jest niezawisły. ZUS - że nie ma wpływu, ministerstwo pracy i Naczelna Rada Lekarska - też nic nie mogą.
     Tylko ludzie żyć muszą.
     Za rok, jak dobrze pójdzie
     
Poniedziałek, 11 lutego. Wokanda zaczyna się od godz. 8.50: o zasiłek pielęgnacyjny, o rentę inwalidzką, o rentę inwalidzką, o odszkodowanie, o uznanie okresu zatrudnienia, o rentę inwalidzką.... Ostatnia o wpół do trzeciej. 23 sprawy. Co dziesięć minut. Na rzadko którą przeznacza się więcej czasu. - Przecież to tempo jak w fabryce przy taśmie! - buntują się ludzie. - Jak sędzia ma porządnie poznać moja sprawę?!
     W ubiegłym tygodniu sędzia Zdzisław Adamowski dostał 30 nowych spraw, w poprzednim - 40. To taka średnia wydziałowa. Przegląda je dzień, półtora. Co od razu do biegłych, co do uzupełnienia dokumentów. Teczki, które wrócą z orzeczeniami biegłych, będą czekały. W poniedziałek, 11 lutego, sędzia wyznaczał terminy dla spraw, które wpłynęły w lipcu, sierpniu ubiegłego roku, a biegli mieli je jesienią. Odbędą się pod koniec maja. - To, co dostałem w ubiegłym tygodniu, jak wejdzie na wokandę w październiku, to będzie dobrze - przewiduje sędzia.
     W wydziale ubezpieczeń bydgoskiego sądu teoretycznie pracuje dziewięciu sędziów. Jedna poważnie chora od kilku miesięcy, druga oddelegowana do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. Zostało siedem osób, łącznie z przewodniczącą. Każdy sędzia ma otwartych powyżej tysiąca spraw, czasami blisko dwóch tysięcy.
     ----------------------------------------------------------------- -------------------------------
     Krzysztof nie miał widoków na szybkie zakończenie sprawy. ZUS nie zgodził się z oceną specjalistów, ale sąd kazał mu jeszcze raz rozpatrzyć wniosek. Zakład wniósł apelację. Krzysztof dostał orzeczenie o niepełnosprawności, ośrodek medycyny pracy odmówił zgody na pracę, przejazdy na specjalistyczne leczenie finansowała pomoc społeczna. - Sprzedałem rower, bo i tak na nim nie mogłem jeździć, a miałem przynajmniej na lekarstwa. Żona za grosze, jako złom, oddała złoty łańcuszek, kolczyki. Pomagał nam syn, ale w końcu też miał dość. Uprosiliśmy znajomego, żeby zatrudnił żonę.
     Ela wydzwania do Gdańska. Dopóki sprawa się nie rozstrzygnie, renty nie dostaje. Rok, na który ją przyznano, dawno minął. Nie jest nawet wyznaczony termin rozprawy w Gdańsku. Żyją z męża emerytury. Utrzymują z niej jeszcze bezrobotną córkę i jej dzieci. Mąż po zawale. Pieniędzy starcza tylko na tabletki przeciwbólowe, bo na leczenie już nie.
     ----------------------------------------------------------------- --------------------------------------
     Wyrok dla rodziny
     
Sędzia Adamowski: - Mógłbym powiedzieć: co konia obchodzi, że się wóz przewraca? Ale nie umiem milczeć nad głupotą. Spraw sądom się dokłada, tylko sędziów nie przybywa. Dla człowieka, który tu przychodzi, jego sprawa jest najważniejsza. Oczywiście, wiem, są tacy, którzy bardzo chcą być chorzy, ale to już zadanie sądu odsiać ziarno od plew. Ostatnio sędzia uświadomił sobie, że mniej więcej raz w miesiącu dowiaduje się, iż zainteresowany nie doczekał wyroku. Najczęściej są to ludzie, którym odmówiono zasiłku pielęgnacyjnego.
     W 1999 roku dla wydziału ubezpieczeń pracowało 17 zespołów biegłych lekarzy, odbywali 21 posiedzeń w tygodniu. W ubiegłym roku było 30 zespołów, które w tygodniu miały 39 posiedzeń.
     Po raz drugi, i trzeci, i znów
     
ZUS potrafi procesować się o jeden dzień zwolnienia lekarskiego, o 13-20 zł. Tę sprawę też trzeba rozpatrzyć. Na posiedzeniu sądu, które kosztuje 400 zł.
     Niezdolność do pracy orzekana jest przez ZUS na rok, dwa, góra trzy. I wszystko zaczyna się od początku. - Są osoby, w których sprawie orzekamy kolejny raz. Jak skończy się renta, ZUS znowu uznaje osobę za zdolną do pracy i sprawa ponownie trafia do sądu.
     Takich problemów nie ma z rentami rolniczymi. Tych spraw jest nieporównanie mniej. Jeśli w ubiegłym roku o rentę inwalidzką pracowniczą ubiegało się ponad 4700 osób, to o rolniczą 250. Bo rolnicza kasa utrzymała dwie instancje. Kto nie zgadza się z orzecznikiem, odwołuje się do trzyosobowej komisji w KRUS. Dopiero niezadowoleni z jej werdyktu trafiają do sądu. Sędziowie podkreślają, że na ogół KRUS lepiej potrafi bronić swoich racji.
     ----------------------------------------------------------------- ----------------------------
     Krzysztof prosił o pomoc starostę, posła, pisał do ZUS i ministra sprawiedliwości. Zawsze z tym samym - o przyspieszenie terminu. Za niezdolnego do pracy ostatecznie uznano po ponad dwóch latach od złożenia wniosku, w październiku 2000 r. Początkowo miał mieć rentę tylko do 2001 roku, ale ktoś się zreflektował, że to już lada moment. Napisano: niezdolny do 2003 r. Teraz ze strachem myśli, co będzie za rok.
     ----------------------------------------------------------------- -----------------------------
     Zakorkowany jest Sąd Apelacyjny w Gdańsku. Na marzec wyznaczane są terminy spraw z końca 2000 roku. W ubiegłym roku wpłynęło do niego ponad 3 tysiące spraw, prawie 1600 zostało z poprzedniego roku. Załatwiono 1712 apelacji.
     Po czterech latach od zmian wprowadzonych w ubezpieczeniach społecznych widać, że reforma wpuściła do sądu tłumy. W wydziałach ubezpieczeń jest już nie zator, ale zawał. I nie jest to wynik fanaberii społeczeństwa, które koniecznie chce mieć wyrok sądu. A ten nie jest w stanie orzekać w rozsądnym terminie.
     Rencistów mamy zbyt wielu i na ubezpieczenia wydajemy krocie. Ale ci, którzy coś tracą: rentę, zasiłek, powinni poczuć, że decyzja zapadła po rzetelnym rozpoznaniu sprawy, a nie zdawkowym jej obejrzeniu. Ktoś, z kogo ZUS bez litości ściąga każdą złotówkę i jeszcze skrupulatnie sprawdza, czy nie brakuje 10 groszy, chce, by - gdy człowiek upomni się o pieniądze ze składek - potraktowany został z równą starannością. Tak długo, jak będzie decydował jeden lekarz przypadkowej specjalności, takiej pewności nie będzie.
     Sądy nie są w stanie orzekać w rozsądnym terminie.
     Czy eksperymentu z jednoosobowym orzekaniem, z brakiem drugiej instancji w ZUS, nie czas ju1ż skończyć?
     PS. Imiona Eli i Krzysztofa są zmienione. Ich problemy - jak najbardziej prawdziwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska