Mamy tutaj już nawet swoje rytuały typu śniadanie w postaci kawy i bagietki z majonezem w przydrożnej budzie oraz kumpli w okolicy.
Po 15 dniach spędzonych w Afryce wypada wreszcie rozejrzeć się po okolicy tym bardziej, że nie mamy już gdzie ani czym gnać.

W tym celu udaliśmy się do Lamin Lodge czyli hotelu nad rzeką, gdzie można wynająć łódź i popływać po rzece. I znowu negocjacje, aż wreszcie znajdujemy się na rzece, która ze względu na bliskość oceanu jest słona i bogata w lasy namorzynowe i ostrygi.
Po drodze przewodnicy pokazywali nam pełno ptaków, z których większość nie robiła wrażenia, gdyż przypominały kanarki lub gołębie...

Dopłynęliśmy do kokosowej wyspy, gdzie pograliśmy z lokalnymi na bębnach i z powrotem do bazy, gdzie rasta-menadżer czekał na nas z pysznym obiadem i ze swoim świeżym zbiorem.
Następny przystanek - rezerwat Abuko. 3-godzinny spacerek po dżungli.
Okazuje się, że rząd Gambii utrzymuje specjalną policję (rangersów), którzy tropią i odbierają ludziom trzymane nielegalnie w domach małpy, węże, krokodyle. Jest to spory problem tutaj. Zwierzęta takie przechodzą specjalna kwarantanne i wypuszczane są z powrotem do buszu.