Teraz skalam swoje, dziennikarskie, gniazdo, a zrobię to z tym większą przyjemnością, że znowu wszystkiemu winien jest Lepper Andrzej.
Jak wiadomo niedawny protest Samoobrony przebiegł - z punktu widzenia jego organizatorów, oczywiście - żałośnie. Z mojego punktu widzenia stało się dokładnie tak jak stać powinno. Podobnie wyglądać mogłaby każda kolejna akcja paraliżowania kraju przez pan L. i jego ludzi: para poszła w gwizdek. Więc w tym miejscu pragnę wznieść okrzyki zachęty skierowane w stronę blokadowiczów wszelkiej maści: tak trzymajcie, chłopaki! Dał wam przykład Lepper, jak przechodzić wahadłowo przez ulice macie! Wąskiej drogi wam życzę!
Ale jeszcze we wtorek rano atmosfera była wybitnie frontowa: Samoobrona u bram. Twierdzą jej stanie się każde skrzyżowanie i rondo. "Będziemy organizować blokady przez zaskoczenie" - grzmiał Wódz. "We wtorek na ulice miast wyjdą" - liczył na palcach rąk oraz nóg swoich, parlamentarzysty Łyżwińskiego i tego dobrze zbudowanego restauratora, który też niestety jest posłem - " tysiące osób"
I tak ci gaworzył, zaś wokół stali zasłuchani dziennikarze prasowo-radiowo-telewizyjni. I nagrywali, filmowali, notowali. A potem pobiegli do redakcji i zaczęło się blokada-tango.
"Trudny test dla policji", "Czy Samoobrona podpali Rzeczpospolitą?", "Czy kraj stanie" (już bez znaku zapytania), albo prosto między przerażone czytelnicze oczy - "Będzie gorąco". To tylko kilka tytułów z wtorkowych gazet. A to nie wszystko, bo zasięg lepperowski ludowej rewolty jeszcze był dokładnie wymalowany na użytecznych mapach i planach miast lub nawet całej, ostrzącej kosy i rychtującej piki, Rzeczpospolitej. Tu blokada, tam pikieta, a gdzieniegdzie pikieto-blokada, a ówdzie biało-czerwone zebry spalą kukłę prezesa NBP. Poza tym mnóstwo porad praktycznych dla tej części ludności, która - z przyczyn obiektywnych albo niezrozumiałych - nie przyłączy się do powstania: nie wychodźcie z domu, nie wyjeżdżajcie, a jak musicie to chowajcie się w bramach, a najlepiej w ogóle w mysich dziurach. Przedtem tylko je zabarykadujcie.
Aby było weselej tu i tam wybitni specjaliści od radzenia sobie z tłumem oraz rozwiązywania sytuacji kryzysowych (nie wiadomo dlaczego marnujący się jako dziennikarze) szkolili w przystępnych słowach policjantów: "Lepper bezwzględnie wykorzysta każdą ich (tj. służb porządkowych - JR) słabość, brak konsekwencji lub nadgorliwość. Dlatego muszą działać z chirurgiczna precyzją" - punktował publicysta "życia" i całe komisariaty uczyły się tego na pamięć.
A jak już się zaczęło też było pięknie. "Czy na pewno u ciebie jest spokojnie?" - pytał prowadzący program radiowy kolegę wysłanego na pole walki, czyli pod urząd gminny albo na drogę relacji Małe Bębny - Bębny Wielkie, czyli w miejsca gdzie działać miało zrewoltowane chłopstwo. "Na razie spokojnie" - meldował frontowy korespondent, lecz wiedząc czego się po nim spodziewają uzupełniał z nadzieją w głosie: "Ale jeden pan mi tu mówi, że może być naprawdę gorąco jak jego szwagier przyjedzie. Bo on jest nerwus".
"Sami państwo słyszeliście" - tłumaczył ten ze studia - "dotąd nic złego się nie stało, ale nie wiadomo jak rozwinie się sytuacja, gdy protestujących przybędzie".
Dziś wiemy: sytuacja się nie rozwinęła a rozwiązała. Więc myślę, że w miniony wtorek nie tylko Samoobrona pokazała się jak przysłowiowa część ciała zza krzaka. Wyciętego krzaka.
Zza wyciętego krzaka
Jan Raszeja