Ćwiczenia to pomysł Janusza Rocha, dyrektora sanatorium, który chciał , aby strażacy poznali teren sanatorium, a pracownicy potrafili się zachować w obliczu niebezpieczeństwa.
Pożar zaczął się w pokoju 209 na drugim piętrze. Na balkonie, jedynym miejscu wolnym od ognia, ktoś czekał na ratunek. Wcześniej ewakuowano z budynku wszystkich kuracjuszy i personel. Ogień był na tyle duży, że na miejsce przybyły dwa zastępy Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej. Akcją dowodził kapitan Roman Bajdalski.
Nawet wąskie przejścia między budynkami sanatorium nie stanowiły dla strażaków problemu. Do akcji użyto sześciu najdłuższych węży. Strażacy ze specjalistycznym sprzętem wbiegli po schodach do budynku, spowitego dymem. Niezbędne były ciężkie butle ze sprężonym powietrzem i maski. Strażacy szybko dotarli do człowieka uwięzionego na balkonie i wyprowadzili go na zewnątrz.
- Ważne jest, by w akcji ugasić jak największy pożar jak najmniejszą ilością wody. Nie sztuką jest zalać całe mieszkanie - tłumaczy kpt Bajdalski. Nie ukrywa, że jednostce brakuje specjalnej drabiny, która ułatwiłaby akcję w tym i innych sanatoriach.
- Chcieliśmy aby w razie nieszczęścia straż pożarna nie miała problemu z rozpoznawaniem terenu naszego sanatorium, stąd pomysł na te ćwiczenia. Miejmy nadzieję, że podobna sytuacja nigdy się nie zdarzy - mówi Janusz Roch, dyrektor sanatorium Promień.
Czytaj e-wydanie »