Mieszkańcy Kijewa nie zgadzali się na to, by burmistrz sprzedał tak zwane "mienie wiejskie" - 46 hektarów ziemi, jaką wieś otrzymała sto lat temu od dwóch zamożnych sióstr, które nie miały następców.
W listopadzie zorganizowali protest. Blokowali drogę krajową w Gniewkowie. Mediom ogólnopolskim opowiadali o swoich kłopotach. Wzywali burmistrza do tego, by odwołał przetarg. Ten się jednak nie ugiął. Przetarg się odbył. Ziemia znalazła nabywców.
Rolnicy próbowali unieważnić przetarg przed sądem. Nie udało im się. - W drugim postępowaniu sąd orzekł, iż burmistrz nie musiał posiadać zgody sołectwa na sprzedaż gruntów. Sołectwo nie posiada osobowości prawnej, grunty są własnością komunalną. Sporne działki były tylko przedmiotem dzierżawy, a wiec nie służyły zaspokajaniu interesów sołectwa, a jedynie prywatnym interesom dzierżawców - przekonuje Paulina Rychczyńska z Ratusza.
Przypomina, że dzierżawcy rocznie za hektar ziemi płacili od 200 do 300 zł. - Poczynania sołtysa dodatkowo zasługują na krytykę, ponieważ działał na szkodę gminy, w swoim prywatnym interesie, zapominając, że pełni funkcje publiczną - dodaje.
Tymczasem sołtys Waldemar Bednarski ostatnie zdanie podsumowuje krótko: - To oszczerstwo. Działałem z upoważnienia rady sołeckiej. Gdy rozpoczynaliśmy walkę, ostrzegano mnie, że urzędnicy będą próbowali podważyć moją wiarygodność i ośmieszyć mnie w oczach ludzi. Liczyłem się z tym - wyznaje.
Przyznaje, że sąd ich skargę odrzucił. Przekonuje jednak, że urzędnicy błędnie interpretują słowa sędziego. - Przegraliśmy, bo nie udowodniliśmy interesu prawnego - tłumaczy. Wystąpił o pisemne uzasadnienie wyroku. Zamierza się odwołać.
Czytaj e-wydanie »