Martwe dziecko w jeziorze. W pobliżu zwłoki matki
27-latka weszła do Jeziora Pniewskiego trzymając córeczkę na rękach. To wersja nieoficjalna. - Ale nie mogło być inaczej! Pewnie musiała ją przytrzymywać do końca... - komentowali zebrani nad jeziorem mieszkańcy okolicy.
Z Konradem (imiona zostały zmienione - przyp. red.), prawie 40-latkiem, poznali się, gdy pracowała w sklepie spożywczym. On wracał z firmy, wpadał często, rozmawiali.
Ślub, na który nie bardzo godzili się jej rodzice, wzięli ponad dwa lata temu. Zamieszkali w jego rodzinnym domu. Na wsi pod Żninem.
Przeczytaj także: Martwe dziecko w jeziorze. W pobliżu zwłoki matki
Marta żyła więc w jednym domu z teściową, szwagrem, mężem. Krótko potem na świat przyszła ich córeczka. - On pracę ma całkiem niezłą. Ją zatrudniali w różnych miejscach. Dochód więc był, ale w tej rodzinie, w którą chciała wrosnąć synowa, stale pieniędzy było brak. Mieli sporo kredytów. Matka - seniorka - oczekiwała, narzekała - mówią sąsiedzi.
Niejeden we wsi dziwi się, że Marta nie wróciła na dobre do rodziców, pod Gąsawę. - Miałaby spokój, bo teściowa związki swoich synów doprowadziła do ruiny - twierdzą ludzie.
Konrad udzielał się w miejscowej jednostce OSP. Mówią, że działa tu od 20 lat. - Ostatnio został nawet zastępcą naczelnika. Ćwiczył też młodzieżową drużynę - mówią druhowie.
- Wszystko było ładnie. Ale w tym roku coś nie miał chęci, ducha, wręcz mówił, że ostatni rok ćwiczy, że ma wszystkiego dosyć - opowiadają we wsi.
- Lubi popijać. Piwkował, był "na cyku" na okrągło. Coś go gnębiło, to było widać.
- Kiedyś to był zupełnie inny chłopak - dopowiada inny znajomy.
Marta swoje w życiu przeszła: brat utopił się w Ostrówcach. Ona miała wypadek. W ubiegłym roku, w Kierzkowie, gdy jechała z córeczką samochodem. Mała trafiła na dość długo do szpitala.- To był uraz czaszki. Dziecko gorzej się rozwijało. Ale ostatnio dziewczynka zaczęła mówić. Do ludzi z wioski "wuja“, "ciocia“ wołała. A to lizaczka dostała, a to jogurt - opowiadają sąsiedzi.
Jak mieszkało się Marcie z teściową? Wiedziała, że pierwszy starszy syn odszedł od żony, tułał się, znaleźli go martwego pod mostem. Kolejny nie mieszka z matką swoich dzieci tylko u swojej mamy.- Czy Marta wiedziała, że jej teściowa pluje, gdy ktoś przechodzi koło jej domu? - zastanawiają się we wsi. - W głowie się takie coś nie mieści.
Dziewczyna miała w niedzielę być na sumie odpustowej w Chomiąży. A po mszy była umówiona ze swoją mamą, która zaprosiła ją na obiad.
- Matka czekała, dzwoniła, Marta się nie odzywała - komentują znajomi.
- Planowała przyjechać z mężem, Konradem. Ale on zasiedział się poprzedniego wieczoru w barze. Był mecz, popił.
Mówią: - Widać było po niej, że się im nie układa. Przez ostatni rok bardzo schudła.
Dodają także: - Nasza wieś głośno nikogo za to nieszczęście nie osądzi. Ale tego plucia wielu pojąć nie może.
27-latka zostawiła w aucie, zaparkowanym na leśnej drodze, list pożegnalny. Znaleźli go żnińscy policjanci, gdy przyjechali na miejsce tragedii.
- Na ciało matki dziecka trafiliśmy 8 metrów od linii brzegowej. Pomogła nam echosonda. Na ekranie pojawiła się czarna plama. To był sygnał, że w tym miejscu mogła utonąć - mówi Marek Krygier, rzecznik prasowy żnińskich strażaków.
Mąż 27-latki został w niedzielę zatrzymany przez policję. Prawdopodobnie dziś ma być przesłuchany. Ma to związek także z pozostawionym przez kobietę listem. - Sprawę przejął prokurator. Nie wykluczamy postawienia zarzutów - stwierdził Krzysztof Jaźwiński, oficer prasowy KPP w Żninie.
Jeden z mieszkańców Pniew powiedział "Pomorskiej“, że dziewczynę z dzieckiem i jej samochód, zielonego fiacika, widział na tej samej leśnej drodze dzień przed tragedią. - Zdziwiłem się, co tu robi - stwierdził. - Wysiadała z auta, pomagałem odpiąć małą z fotelika. Zapytałem, gdzie idzie. Mówiła, że nad jezioro.
Czytaj e-wydanie »