Elżbietę Meloch, mamę Arlety, rozpiera duma: - Czułam, że zdobędzie medal. Kiedy się dowiedziałam, że ma srebro, w oczach pojawiły się łzy, a po plecach przeszły ciarki. Ze szczęścia - mówi pani Elżbieta.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
Zawodniczka klubu Olimpia Grudziądz w środę (5 września) w Londynie zajęła drugie miejsce w biegu na 1500 metrów. To ogromny sukces, bo takie biegi nie są jej specjalnością. Ona jest długodystansowcem. - Arleta woli maratony i półmaratony - tłumaczy Zbigniew Schubring, trener sekcji lekkoatletycznej Olimpii Grudziądz.
Trema pojawiła się dopiero na stadionie
Zarówno przed biegiem, jak i po nim, Arleta miała stały kontakt ze swoją siostrą Emilią. - Przez cały czas była spokojna. Lekko denerwować zaczęła się dopiero na stadionie - relacjonuje pani Emilia.
Potem była już tylko erupcja radości. Choć pojawił się również lekki niedosyt, ale tylko na chwilkę. - Każdy sportowiec chciałby, aby na jego piersi zawisło złoto. Ale tak naprawdę, zdobycie jakiegokolwiek medalu jest wielkim osiągnięciem! - cieszy się siostra Arlety.
Tym bardziej, że taki sukces poprzedza coś, czego nie widać: ciężka praca na treningach. Codzienna, bez względu na nastrój i pogodę. Tak było też w przypadku Arlety. - Bardzo marzyła o medalu, dlatego w tym roku zawiesiła starty w innych imprezach. Wszystko zostało podporządkowane paraolimpiadzie. Opłaciło się. Oboje jesteśmy bardzo szczęśliwi - tłumaczy Marcin Gajewski, chłopak srebrnej medalistki.
Skromna dziewczyna z Wielkiego Komórska
W tej miejscowości (gm. Warlubie) Arleta mieszkała w dzieciństwie. Doskonale pamięta to jej ówczesny sąsiad Karol Jendrzejewski. - Razem się bawiliśmy. Ona biegła, a ja na rowerze nie mogłem jej dogonić. Bardzo się cieszę, że zaszła tak daleko - zapewnia Karol.
Cieszy się również Żaneta Staniak, druga siostra Arlety. - My mówimy na nią Gośka - tak się utarło. Otóż Gośka, na wszystko sama zapracowała. Zawsze była bardzo ambitna - twierdzi pani Żaneta.
I sypie przykładami: - Pamiętam jak od mojego męża pożyczała do biegania ciężkie buty wojskowe - wspomina siostra biegaczki. - Często zakładała też na nogi paski z ciężarkami.
Do dziś zdarza się tak, że Arleta urządza sobie trening na trasie Grudziądz - Wielki Komórsk i z powrotem. W sumie przebiega wtedy około 40 km.
To była harówka
Arletę od strony sportowej dobrze miał okazję poznać Marek Szymkowicz - przez osiem lat był jej trenerem. - Na samym początku Arleta trochę odstawała. Żeby to zmienić, potrzebna była ciężka harówka. Z czasem coraz wyraźniej było widać, że dziewczyna ma duży potencjał, jeśli chodzi o wytrzymałość - wyjaśnia Marek Szymkowicz. Dodaje, że powinniśmy być dumni z tego, że reprezentuje nas taka zawodniczka: - Udało się jej nie zmarnować talentu.
Arleta do domu powinna wrócić na początku przyszłego tygodnia. - Co pani jej powie, gdy ją zobaczy? - Jeszcze nie wiem, na pewno coś bardzo miłego - odpowiada mama Elżbieta.
Miłe słowa Arleta usłyszy też zapewne od prezydenta Roberta Malinowskiego.
- Prezydent osobiście pogratuluje medalistce oraz wręczy upominek - zapewnia Magda Jaworska-Nizioł, rzecznik Ratusza.
Czytaj e-wydanie »